Czy dwie zwariowane przyjaciółki,
dwaj policjanci kojarzący się z włoszczyzną i przyrządami
krawieckimi, francuski kucharz, gangster i instruktor jazdy mogą
mieć ze sobą coś wspólnego? Wydaje się to nieprawdopodobne, ale
mogą. Dowodzi tego Marta Obuch w swojej najnowszej komedii
kryminalnej Francuski piesek.
Zuza po raz dwunasty oblewa egzamin na
prawko i gdyby nie jej wrodzona upartość, sprawy może potoczyłyby
się inaczej. Biedula postanawia zejść na drogę przestępstwa i
wciąga na nią sąsiada – Francuza Luka. Tymczasem do Misi
postanawia wprowadzić się Ryszarda kociołek, była kochanka jej
eks męża, który obecnie siedzi w kiciu. Włości Ryszardy i
Hardego (eks męża) objęte zostały nadzorem komorniczym. Ryszarda
ma wielkie serce, ale do elokwentnych nie należy. Często myli
wyrazy i ich znaczenie (np. inseminację z insynuacją) wywołując
swoimi wypowiedziami salwy śmiechu i złośliwych ataków Zuzy.
Dziewczynom nie wiodłoby się źle, gdyby na scenę nie wkroczyły
trupy i podły ZUS, a w tle nie majaczyły sylwetki policjantów –
łamaczy niewieścich serc, choć ich nazwiska kojarzące się z
włoszczyzną i przyrządami krawieckimi za nic by na to nie
wskazywały.
Francuski piesek to
pierwszorzędna komedia kryminalna skrząca się ostrym dowcipem.
Marta Obuch z wielką wprawą prowadzi historię, a trzeba przyznać,
że gatunek wybrała dość trudny, bo łatwo w nim przekroczyć
granicę i sprawić, że powieść staje się po prostu banalna.
Fabuła książki jest tak
irracjonalna, że jej przebieg śledzi się z zapartym tchem. Kawa
pita ze słoiczków, podciąganie rajstop uciskowych leżąc w
krzakach, czy alarm skonstruowany z puszek po piwie, to tylko
niektóre zaskakujące elementy składające się, bądź co bądź,
w logiczną i co najważniejsze, niezmiernie zabawną całość.
Siłą powieści
są jej liczni bohaterowie i ich różnorodność. To właśnie
dzięki nim książka się wyróżnia. Wszak nieczęsto można
spotkać tak oryginalne postaci, poczynając od tipsiary o gołębim
sercu, poprzez kalającego język polski, francuskiego kucharza, a na
pyskatej kursantce kończąc. Podkreślenia wymaga, że postaci
drugoplanowe też dodają swoistego smaczku przedstawionej historii i
nie sposób o nich zapomnieć.
Kolejnym istotnym elementem fabuły są
żywe i sarkastyczne dialogi. Owszem, jak to w komediach
kryminalnych, często opierają się na nieporozumieniach, aczkolwiek
prowadzone są one w sposób na tyle inteligentny, że doprowadzają
czytelnika do łez, ale tych ze śmiechu, a nie z pożałowania. Poza
tym często pojawiają się nie tylko w nich, ale też w opisach
nazwy marek, czy nazwiska znanych czytelnikowi osób z codziennego
życia. Wstawki takie pozwalają odczuć większą więź z
bohaterami i światem przedstawionym.
Bo jeśli już brodzić w trawie, to
jednak nie w domowych klapeczkach. Upraszczać, oczywiście, że
upraszczać, zamiast serduszek i puszków powinna pomyśleć o
sznurze pereł albo broszce, ale czy musi wyglądać jak Beata Szydło
akurat skoro świt?
Francuski piesek to przezabawna pozycja
nie tylko dla fanów kryminałów. To idealna lektura na bure,
jesienne wieczory. Nie polecam jej czytać w komunikacji miejskiej,
bo trudno przy niej zachować powagę. No chyba, że Wam nie
przeszkadzają zdziwione spojrzenia współpasażerów.
Tytuł: Francuski piesek
Autor: Marta Obuch
Data wydania: 9.11.2016
Liczba stron: 464
Wydawnictwo: Filia
Za możliwość poznania mieszkanek Akacjowej dziękuję Wydawnictwu Filia
Barcelona, koniec XIX wieku i
przymusowe losowanie, którego wynikiem ma być wcielenie szęśliwca do wojska. Najbiedniejsi mają jednak dość
represji i wybucha powstanie przeciwko bogatym, wykupującym się z
tej odpowiedzialności dzięki złotu. Właśnie w takiej scenerii
poznajemy losy rodziny Lledó i tajemniczej arystokratki uderzającej
w dzwony i wzywającej powstańców do walki. Zauroczona wspaniałym
i ujmującym za serce wstępem przeniosłam się w świat literacki
wyczarowany przez Carlę Gràcia Mercadé.
Tło wydarzeń teraźniejszych tworzą
retrospekcje z życia hiszpańskiej rodziny arystokratów. Marianna
zostaje adoptowana przez swoją babcię po śmierci matki.
Dziewczynka jednak nie wie, że w jej żyłach też płynie krew
rodziny, która przyjęła ją pod swój dach i czuje się gorsza od
kuzynów wychowujących się razem z nią. Po pewnym czasie Marianna
i Felix zaczynają pałać do siebie uczuciem. Jednak dziadek, nestor
rodu Lledó ma inne plany i nawet pośmiertnie, na mocy swojego
testamentu wskazuje, że Marianna powinna zostać żoną Marcala,
brata Felixa.
Siedem dni łaski to historia
skomplikowanych relacji rodzinnych, dumy, zachowywania pozorów oraz
utraconej miłości. Poprzez pojawiające się retrospekcje, które,
przyznać trzeba, są dużo ciekawsze od toczącej się głównej
linii fabularnej, książka zyskuje na tajemniczości. Mimo tego, że
powieść porusza ważne tematy, to w ogólnym rozrachunku nie jest
historią, która na długo zostaje w pamięci czytelnika. Saga
rodziny Lledó została przedstawiona w mało interesujący sposób,
nie wzbudzając w czytelniku ciekawości. Tak naprawdę, cała akcja
została sprowadzona do trójkąta miłosnego między Marianną,
Marcalem i Felixem, przez co umniejszona została rola nie tylko
samego powstania, ale też innych istotnych wątków
społeczno-historycznych. Dodatkowo bohaterowie opowieści są mało
wyraziści, a ich zachowanie często przeczy przypisywanym im cechom.
Powieść Carli Gràcia Mercadé
niestety zawiodła moje oczekiwania. Nie znalazłam w niej ani
ciekawego tła historycznego, ani wyrazistych bohaterów. Niezmiernie
żałuję, że w całej książce najbardziej zauroczył mnie ciekawy
wstęp, a przedstawiona opowieść nie potrafiła wciągnąć i
zainteresować.
Chcielibyście czytać w oryginale, ale
ogranicza was znajomość słownictwa? Może próbowaliście czytać
po angielsku, ale rezygnowaliście, bo ciężko było zrozumieć z
kontekstu nieznane wyrazy i przez to przyswajana treść nie była
czytelna lub sprawdzanie co chwilę nowych słówek w słowniku was
męczyło? Ostatnio pojawiło się na to rozwiązanie, które moim
zdaniem jest prawdziwym książkowym wynalazkiem. Na rynek z
przytupem wkroczyło Wydawnictwo [zesłownikiem], które postanowiło
ułatwić czytanie zagranicznych powieści w oryginale.
Na czym polega łatwość czytania tych
publikacji?
Każda z książek posiada trzy
słowniki:
- podręczny - znajdujący się na
marginesie stron, a żeby było jeszcze czytelniej słowa te zostały
pogrubione, by łatwiej było je odnaleźć w tekście;
- najczęściej występujących wyrazów
i najprostszych słów – co pozwala na zrozumienie większości
tekstu w książce;
- kompletny – zawierający nie tylko
wszystkie słowa, ale również formy użyte w tekście, jest wygodną
alternatywą dla słownika znajdującego się na marginesach, bo
można w nim sprawdzić znaczenie słowa bez konieczności szukania
go we wcześniej przeczytanym tekście.
Mnie bardzo takie wydania
anglojęzycznej klasyki przypadły do gustu ze względu na
oszczędność czasu. Z racji tego, że zazwyczaj czytam w
komunikacji miejskiej podręczny słownik jest bardzo wygodną formą.
Nie muszę się uciekać do sprawdzania znaczenia słów w słownikach
internetowych, co zakłóca mi ciągłość czytania i odbiera z niego radość.
Książki podzielono na cztery działy
Literature & Fiction,Children’s Books, Mystery, Thriller &
Suspense, Science Fiction & Fantasy, w ramach których wydano:
Doktor Jekyll i Pan Hyde;
Przygody Sherlocka Holmesa;
W 80 dni dookoła świata;
Alicja w krainie czarów;
Alicja po drugiej stronie lustra;
Czarnoksiężnik z krainy Oz;
Doktor Dolittle i jego zwierzęta;
Księga dżungli;
Piotruś Pan;
Pollyanna;
Tajemniczy ogród;
Drakula;
Frankenstein;
Wehikuł czasu;
Wojna światów;
Wenus w futrze.
Kolejne ciekawe tytuły są już w
przygotowaniu i niedługo pojawią się na rynku. Są to m. in. Duma
i uprzedzenie, Pies Baskerville’ów, Wyspa skarbów, Tajemnica
czerwonego domu i wiele innych.
Jeśli jesteście zainteresowani takim
wydaniem, to książki można kupić bezpośrednio na stronie
empik.com w bardzo przyzwoitej cenie.
Jerozolima nieodmiennie kojarzona jest
z kulturą żydowską, konfliktem Izraelsko-Palestyńskim i Ścianą
Płaczu. Pozostaje miastem skamieniałym, miejscem pielgrzymek
milionów ludzi z całego świata. Jednak jak wiele na temat
współczesnych losów tego miasta? Jego kultury i mieszkańców?
Publikacja Eweliny Rubinstein Jerozolima. Miasto Boga pokazuje, że
naprawdę niewiele.
Autorka przedstawia miejscowość pełną
sprzeczności. Z jednej strony żyjącą według boskich praw, z
drugiej nowoczesną i niezwykle tolerancyjną. Jerozolima pustoszeje
w czasie Paschy, która nieodmiennie pozostaje chwilą modlitwy,
przeznaczoną Bogu, można dostrzec że miasto żyje w rytm wierzeń
religijnych. Jednak tuż za rogiem wyłaniają się flagi organizacji
LGBT, bo z niejakim zaskoczeniem można odkryć, że Jerozolima jest
miejscem bardzo tolerancyjnym, w którym żyją homoseksualiści z
całego świata.
Ewelina
Rubinstein nie skupia się jedynie na historii Jerozolimy, ale
przybliża też czytelnikom jej nowoczesną stronę. Ukazuje, że
przeszłość jej mieszkańców ma zdecydowany wpływ na ich
teraźniejszość i sposób postrzegania świata, co dostrzec można
chociażby poprzez pryzmat opisu pamięci o holokauście. W mieście
Boga pozostaje on ciągle żywym tematem, ma się wrażenie, że II
Wojna Światowa nie skończyła się ponad pół wieku temu, a
zaledwie przed paroma laty. Młodzi kultywują pamięć o cierpieniu
swoich dziadków poprzez tatuowanie sobie numerów obozowych na
rękach, co stanowi dość niekonwencjonalną modę.
Książka Rubinstein nie jest typowym
przewodnikiem. Nazwałabym ją zbiorem i leksykonem Jerozolimy, jej
mieszkańców i obowiązującej kultury z przedstawieniem rysu
historycznego miasta. Autorka zwraca uwagę na wszystkie szczegółowe
aspekty przebywania w Jerozolimie poczynając od koszerności,
poprzez miejscową kuchnię, salony masażu, zabytki, a na robieniu
zdjęć kończąc. Rozdziały tworzą swoiste mini reportaże nie raz
zaskakując swoją treścią.
Siłą książki podróżniczej jest
zachęcenie czytelnika do odwiedzenia miejsca, które opisują. Ja od
kilku dni marzę o tym, by zobaczyć Jerozolimę. Lepszej
rekomendacji nie trzeba.
Tytuł: Jerozolima. Miasto Boga
Autor: Ewelina Rubinstein
Data wydania: 20 października 2016
Liczba stron: 150
Wydawnictwo: Psychoskok
Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Psychoskok.
Dzisiaj wszystko kreci się wokół
Harry’ego Pottera za sprawą premiery prequela filmu o młodym
czarodzieju. Ja też pozostaję w magicznych klimatach i przybliżę
swoje wrażenia po lekturze trzech książeczek stanowiących miły
dodatek do serii.
Baśnie Barda Beedle’a to zbiór
pięciu opowieści, które zna każde dziecko czarodzieja. Bajki te
nie raz przywoływane były w cyklu o Harrym, szczególnym
sentymentem pałał do nich Ron Weasley. Całe szczęście Albus
Dumbledore postanowił udostępnić je dla Mugoli. W książce
znajdziemy opowiastki:
1. Czarodziej i skaczący garnek
2. Fontanna szczęśliwego losu
3. Włochate serce czarodzieja
4. Czara Mara i jej gdaczący pieniek
5. Opowieść o trzech braciach.
Jedna z tych baśni jest już znana
mugolskim czytelnikom, bo jedna z nich opisuje powstanie Insygniów Śmierci.
Przyznaję, że bawiłam się przednio
podczas czytania tych krótkich opowiastek. Moje serce zdobył tytuł:
Włochate serce czarodzieja, jednakże ulubioną jej częścią są dla mnie … przypisy tłumacza, pana Andrzeja Polkowskiego, który
postanowił zmienić parę nazw w stosunku do tych użytych przez niego
w cyklu o Harrym. Pan Andrzej wytłumaczył to faktem
wcześniejszej nieznajomości kontekstu całej historii. Przyznam
wstydliwie, że jestem wielką fanką tłumaczeń i pomysłowości
pana Andrzeja, bo są po prostu genialne i co tu dużo pisać,
urywają cztery litery.
Zdecydowanie moja ulubiona z trzech
książek. Nie dziwię się już uczniom Hogwartu, że cytując szkolną bibliotekarkę
kłócą
się o nią, wydzierają ją sobie z rąk,
ślinią się na sam jej widok i w ogóle obchodzą się z nią w
sposób niemożliwy do zaakceptowania.
Książka ujmuje przede
wszystkim źródłowymi materiałami, które zostały wybrane dla udokumentowania historii tej gry i wywołuje salwy śmiechu.
Wtorek. Upał. Banda zza moczarów
znowu zakłóciła mi spokój. Latają na miotłach,
zabawiając się w tę ich głupią grę. Wielka skórzana piłka
wylądowała w mojej kapuście. Rzuciłam urok na osiłka,
który po nią przyleciał. Ha, ha, ty wielki, kudłaty
wieprzku, niełatwo latać na miotle, jak się ma
kolana z tyłu, co?
Książeczka ta jest niesamowicie
zabawnym opisem ewolucji sportu czarodziejów, który początkowo
kojarzył się jedynie z drzazgami w pupie. Polecam każdemu, dla
poprawienia humoru.
Fantastyczne zwierzęta i jak je
znaleźć to leksykon magicznych stworzeń, z którego do dziś
korzystają uczniowie Hogwartu. Szczerze powiedziawszy, nie do końca
zazdroszczę im przyswajania wiedzy z tej książki, bo poza
fascynującym wstępem okazała się po prostu nudna. Mimo wszystko,
dzięki niej dowiedziałam się, że ciągłe problemy prądem w
moim mieszkaniu są wynikiem działania chropianka. W końcu zostałam
oświecona.
Swoją drogą ciekawa jestem jak z
takiej malutkiej książeczki można wyciągnąć siedem części
filmu. Zapewne w magiczny sposób.
Na koniec wrzucam okładkę
angielskiego scenariusza o tytule takim jak film, która zdążyła
mnie już totalnie oczarować. Żeby przybliżyć jej piękno, wrzucam parę Instagramowych
postów z zagranicznych profili.
“W
cieniu cokołów” to trzeci tom wspomnień dziennikarza, autora i
tłumacza, fachowca we wszystkim czego się imał, musiał imać,
chciał imać. Aleksander Janowski pisze w nim o latach
osiemdziesiątych, trudnych politycznie i zbyt odległych, żebym
mógł osobiście się do nich ustosunkować. Autor zajmująco opisał
swoje koleje losu, bogate doświadczenia oficjalnego tłumacza na
najwyższym szczeblu państwowym.
Pisze
autor z pewnym dystansem do siebie, do ówczesnych spraw, ze szczyptą
sarkazmu, gdzie wypada, i z pewnym sentymentem do najlepszych lat
swojej kariery zawodowej. Nie brak w tekście zabawnych anegdot
politycznych i nie tylko. Mam nawet takie bardzo dziwne wrażenie, ze
tych anegdot i małych fajerwerków humoru byłoby więcej, gdyby
dystans czasowy był jeszcze większy.
Moim
zdaniem, trylogia tłumaczeniowa Aleksandra Janowskiego powinna
zajmować poczesne miejsce w bibliotece podręcznej każdego
tłumacza, każdego kandydata i każdego aspiranta do tego trudnego
zawodu.
Książka
„Sen Henny” Artura Wellsa to powieść, która pomimo swej
wydawałoby się bajkowej oprawy, jest głęboko zanurzona w realiach
wojennych, skądinąd tak aktualnych dzisiaj, gdy wciąż słyszymy o
nowych konfliktach zbrojnych. Nie umniejszając absolutnie fabule,
która przenosi nas świat wypełniony nie tylko działaniami
wojennymi, należy stwierdzić, że wiele scen tutaj nakreślonych
zaskakuje Czytelnika dokładnością opisanych bitew, walk, bojów,
począwszy od umundurowania, przez rodzaj broni, aż do przebiegu
walk.
Kontynent
Henny opanowała wojna, jak czytamy w powieści: „czarne chmury
wznoszą się nad jego ludem”. Zaprawieni w boju władcy
poszczególnych krain są zdolni do wszystkiego, ażeby tylko przejąć
panowanie nad Henną. Rozpoczyna się zły sen tej krainy, w którego
sam środek, my jako Czytelnicy, wkraczamy, stając się
obserwatorami niezwykłych, ale i okrutnych wydarzeń. Tymczasem nie
wszyscy bohaterowie powieści są żądni władzy. Kilku
sprawiedliwych będzie się starało przywrócić pokój na Hennie,
tak by odzyskała dawny ład. Czy im się to uda? A jeśli tak, to
jakim kosztem? Przekonajmy się sami.
Poza
działaniami wojennymi poznamy również realia miłości, jaka
rozkwita na polach walki. Dowiemy się, jak wiele wyrzeczeń
potrzeba, aby być dzielnym wojownikiem, jak wiele krwi musi zostać
przelanej, aby ludzie, i nie tylko oni, zrozumieli, że pokój na
świecie jest wartością bezcenną i nie warto próbować go burzyć.
Recenzję pierwszej części możecie przeczytać tutaj.
Głównymi
bohaterami „Światła i mroku” są młodzi małżonkowie,
trzydziestoletni Tsuda Yoshio i o siedem lat młodsza Onobu.
Mieszkają we dwoje w Tokio, a że rodzice obojga na stałe
przebywają w Kyoto, oboje wychowywali się z dala od domu
rodzinnego, przy czym relacje rodzinne i towarzyskie bohaterów
przekładają się na dość złożoną sieć wzajemnych zależności,
sympatii i antypatii.
Akcja
rozgrywa się na przestrzeni niecałych dwóch tygodni z życia
Yoshio i Onobu, przy czym wydarzenia śledzimy na przemian z jego i z
jej perspektywy. Już w pierwszym odcinku (powieść publikowana była
w gazecie codziennej) dowiadujemy się, iż Tsuda jest chory, w
następnym – że przed Onobu była w jego życiu jeszcze inna
kobieta, Wraz z zasygnalizowanymi w odcinku siódmym problemami
finansowymi motywy te tworzą całość wątków, przeplatających
się aż do końca książki i stanowiących punkt wyjścia spotkań
i rozmów między postaciami – lwią część powieści stanowią
dialogi, w których bohaterowie nagminnie okłamują się i zwodzą,
raz starając się utrzymać grę pozorów, raz zepchnąć rozmówcę
na określone tory.
„Morderstwo
w pensjonacie” autorstwa Poli Andrus to ciekawa pozycja w kategorii
kryminału, napisana lekkim piórem. Ciekawe postaci, pieniądze,
romans, skomplikowane układy i śmierć. Śmierć, która wywołuje
w bohaterach przeróżne emocje, dziwne zachowania, ale także chęć
rozwiązania zagadki i rozwikłania pewnych zależności między
ludźmi. Miejsce akcji, niejednokrotnie pięknie przez autorkę
opisane, dodaje tajemniczości. Niewielka wioska, położona gdzieś
nad jednym z mazurskich jezior, urokliwe i spokojne miejsce,
przekształca się w arenę śmierci. Alicja Figiel, około
czterdziestoletnia, trochę ekscentryczna i wyróżniająca się
swoim stylem była nauczycielka języka rosyjskiego zajmuje się
pensjonatem jednego z miejscowych biznesmenów. Pewnego dnia zjawiają
się goście, Oskar Miler oraz jego znajomi, którzy tworzą dość
nietypową mieszankę charakterów. Była żona, obecna kochanka,
przyjaciel oraz dwoje młodych ludzi, pracowników Milera. Przedziwne
spotkanie tak różnych osobowości komplikuje się w momencie, gdy
Oskar oświadcza swoim gościom, że wygrał na loterii dość
pokaźną sumę pieniędzy. Wszyscy zachodzą w głowę, w jakim celu
zostali zebrani w jednym miejscu, każdy z nich miał swoją teorię…
Niespodziewanie, podczas weekendu, główny bohater zostaje
zamordowany – odnajduje go pani Figiel, śmierć jest dla
wszystkich totalnym zaskoczeniem. Zaczyna się śledztwo, każdy
podejrzewa każdego a rezolutna i bystra pani Figiel angażuje się w
wyjaśnienie tajemniczych wydarzeń… Czy śmierć Milera to koniec
tragicznych wydarzeń? Czy zginie kolejna osoba? Czy pani Figiel
rozgryzie zagadkę?
Zachęcam do polubienia Wydawnictwa Psychoskok na Facebooku.
Japonia – kraj kwitnącej wiśni, gejsz, tradycji i nieosiągalnego w Europie orientu. Tak to państwo postrzega większość z nas. Fascynacja Japonią i jej kulturą wzrasta przyciągając rzesze turystów. Czy rzeczywiście jest ona legendarnym krajem, jaki sobie wyobrażamy? O tym przekonała się Beata Pawlikowska w trakcie jednej ze swoich podróży.
Japonia w oczach Blondynki jawi się krajem niezwykle smutnym, gdzie każdy mieszkaniec jest jedynie nieistotnym pionkiem na planszy działającej machiny. Japończycy działają wedle ustalonych procedur, a wszystko co od nich odbiega spychane jest na boczny tor. Beata Pawlikowska z takim działaniem spotkała się już na samym wstępie, gdy zepsuł się superszybki pociąg, którym miała dotrzeć z lotniska do hotelu.
Jesteś ważny i akceptowany tylko wtedy, kiedy precyzyjnie i posłusznie wypełniasz postawione przed tobą zadania. Jeśli zaniedbasz swoją nadrzędną przydatność dla ogółu, wypadasz z gry
Autorka w całej publikacji skupia się na obalaniu mitów na temat japońskiego społeczeństwa, poczynając od słynnego, zdrowego japońskiego jedzenia, a na gejszach i japońskiej uprzejmości kończąc.
MIT PIERWSZY - wykształcenie i uprzejmość Wielkim szokiem jest nieznajomość języka angielskiego przez mieszkańców kraju kwitnącej wiśni. Jak wskazuje Pawlikowska około 99% mieszkańców nie rozumie podstawowych zwrotów, a już sam widok gajdzina, czyli białoskórego turysty, sprawia, że Japończycy stają się nerwowi i udają, że zaczepiający ich obcokrajowiec nie istnieje. Jeszcze smutniejszy jest fakt, że lokalni odnoszą się do siebie w taki sam sposób. Nikt z nikim nie rozmawia, każdy zapatrzony jest jedynie w ekran swojego telefonu. Takie uczucie wyobcowania często prowadzi do tragedii, bowiem Japonia odnotowuje co roku spory odsetek ludzi popełniających samobójstwo.
MIT DRUGI – gejsze i szoguni Prawdziwych gejsz człowiek raczej nie uświadczy. Pozostają one elementem tradycji, osobami do towarzystwa jedynie dla bogaczy i najbardziej uprzywilejowanych. W dzisiejszych czasach spotkać można co najwyżej nastolatki przebrane za nie dla zabawy. Normalny (czyt. Nie bogacz) może kupić sobie uczucie komfortu i opieki w jednej z wielu kawiarni, gdzie obsługują kelnerki przebrane za służące, zwracające się do klientów per jaśnie panie, jaśnie pani.
W tej kawiarni możesz kopic sobie iluzję poczucia, że jesteś potrzebny, akceptowany, lubiany i bezpieczny. Zadbają o to kelnerki w różowych sukienkach z koronkami. Ich wygląd jest tak niewinny i śliczny, że na pewno im uwierzysz.
MIT TRZECI – zdrowe jedzenie Zdawałoby się, że Japończycy odżywiają się zdrowo i dzięki temu długo żyją. Jest to kolejny mit, bowiem wszędzie pełno jest niezdrowych przekąsek, słodkich, aromatyzowanych, cieszących oko, ale nie przynoszących korzyści ludzkiemu organizmowi. Jedynymi dostępnymi powszechnie dostępnymi owocami są banany. Inne owoce sprzedawane są bardzo rzadko, a jeśli już się pojawią ich ceny są horrendalne (np. jabłko kosztuje 15 zł). Duży problem ze znalezieniem ciepłego posiłku mają wegetarianie, ciężko jest znaleźć bezmięsne posiłki.
Wymienione powyżej mity, to tylko niektóre z tych obalonych przez Pawlikowską. Jej książka, mająca formę dziennika z podróży, skupia się jeszcze na wielu innych aspektach japońskiej kultury. Przede wszystkim autorka analizuje mentalność mieszkańców. Zaznacza, że każde odstępstwo od normy jest niemile widziane, i jest niemym wołaniem o pomoc i atencję.
W książce autorka w każdym niemal rozdziale skupia się na kwestii sztuczności japońskiego jedzenia. Jest to w pewnym sensie zrozumiałe, skoro permanentnie odczuwała głód. Aczkolwiek jest to niezwykle męczące dla czytelnika. Czytanie o glutaminianie sodu i tym, jak się go wytwarza kilkanaście razy powoduje, że skóra cierpnie i na przekór autorce ma się ochotę zjeść całą kostkę rosołową. Na raz. I popić glutaminianem sodu, czyli sosem sojowym.
W książce tej zdecydowanie brakuje tego, co jest meritum literatury podróżniczej: opisu zabytków. Na rzecz dywagacji o glutaminianie sodu i specyfice mieszkańców, te zostały okrojone do minimum. A szkoda, bo Beata Pawlikowska zwiedziła wiele ciekawych miejsc, chociażby świątynie w Kyoto, Bambusowy Las, czy okolice Fuji-san.
Na wielki plus zasługują multimedialne zdjęcia, tzn. po zeskanowaniu ich odpowiednią aplikacją czytelnik zostaje przeniesiony do specjalnej galerii, gdzie może oglądać zdjęcia i filmy zamieszczone przez autorkę. W dzisiejszym, cyforowym świecie jest to strzał w dziesiątkę, który stanowi dodatkowe urozmaicenie treści zawartej w książce.
Blondynka w Japonii to dziennik z podróży Beaty Pawlikowskiej do tego kraju wypełniony jej osobistymi wrażeniami na temat codziennego życia w tej części świata. Publikacja ta burzy ogólne postrzeganie tego państwa przez obcokrajowców. Z autorką można się zgadzać, można z nią też polemizować, ale przyznać trzeba, że przedstawiła ona dogłębnie specyfikę współczesnego, japońskiego społeczeństwa w odniesieniu do jego tradycji i historii, czyniąc to w sposób lekki i łatwo przyswajalny dla każdego, komu książka wpadnie w ręce.
1. Book Tour z „Dzieckiem wspomnień” Steeny Holmes organizowany jest przeze mnie, autorkę bloga www.atociwynalazek.blogspot.com we współpracy z Wydawnictwem Kobiecym.
2. Nie trzeba posiadać bloga, żeby się zgłosić. Recenzje książki należy wtedy zamieścić wtedy na Facebooku, Google +, portalach książkowych takich jak: lubimyczytac.pl, bookhunter.pl, granice.pl lub innym podobnym portalu i podać do niej link.
3. Książkę należy przeczytać i zrecenzować w ciągu 14 dni od dnia jej otrzymania. Pamiętajcie, żeby w swojej recenzji uwzględnić frazę „Book Tour” i wkleić zdjęcie pierwszej strony książki z podpisami uczestników oraz podlinkowany do tego posta baner akcji wraz ze wskazaniem bloga organizatora - www.atociwynalazek.blogspot.com - oraz Wydawnictwa Kobiecego - www.wydawnictwokobiece.pl
4. Po przeczytaniu książki proszę o kontakt, bym mogła podać adres kolejnej osoby.
6. Jeśli chcecie jeszcze wziąć udział, zgłaszajcie się. Lista jest ciągle otwarta.
Mała prośba do drugiej uczestniczki. Moniko, odezwij się, proszę, do mnie na maila lub podaj mi swój w komentarzu, bym mogła się z Tobą skontaktować w sprawie adresu korespondencyjnego.
Czy worek ryżu może zawierać w sobie miłość i powodzenie? Czy może wpłynąć na los kilku generacji jednej rodziny? Czy może stanowić przyczynę kłótni, ale też być podwaliną szczęścia i powodzenia? Odpowiedź na te pytania znajdziecie w opowieści Antonio, głównego bohatera powieści Ryżowy podarunek Francisco Azevedo.
Rodzice Antonio: Jose Custodio i Maria Romana wraz z ciotką Palmą opuszczają rodzinną Portugalię i wyruszają do Brazylii, by tam rozpocząć nowe życie. W dniu ślubu dostają od Palmy prezent: worek ryżu, który staje się przyczyną ich kłótni. Jose uważa, że taki prezent im uwłacza i pragnie się go jak najszybciej pozbyć, wywołując przy okazji karczemną awanturę z wylatującym przez okno krzesłem. Jego żona ma zgoła odmienne myśli. Uważa, że ryż zawiera miłość i będzie przyczyną ich szczęścia. Ostatecznie podarek zostaje schowany, by ujrzeć światło dzienne w najtrudniejszych życiowych momentach. To dzięki niemu na świat przychodzą Antonio i jego rodzeństwo. To on staje się źródłem zazdrości, by ostatecznie przyczynić się do zmiany sposobu postrzegania rodzinnych relacji.
Książka Azevedo to literatura wymagająca, należy się zaangażować w jej treść. Wiele jest w niej filozoficznej tematyki, a autor poprzez pierwszoosobową narrację, często odbiega od pierwotnego tematu, dotyka kilkunastu innych, wyjaśniając swój punkt widzenia, by ostatecznie wskazać meritum swojej opowieści. W powieść ciężko się wgryźć, bo styl autora bardzo przypomina ten Paulo Coelho – do granic możliwości wypełniony jest umoralniającymi frazesami, opierając się momentami wręcz o absurd.
Widzę twarz ojca po raz pierwszy. Jako noworodek zastanawiam się: czy mój ojciec jest nieskończony? Co ja wiem o wielkościach i wymiarach? (...) Po jakimś czasie, nie wiem, jak długim, zupełnie nic nie śniąc, wracam do światła. Naprawdę mnie razi, budzi niepokój. Płaczę. Dużo. I nie przestaję. Może to głód? O tak. Uciszam się przy piersi matki. Nie mówiłem, że to stąd zjawi się moje jedzenie? Czy to miłość, ten biały płyn, który przełykam? Czy pierwszy łyk to pierwszy zachwyt? Czy ta kobieta to moja ukochana? Jesteśmy tak mocno wewnętrznie powiązani, ta sama krew, to samo ciało. W ten sposób, przy drugim ciele, nie czuję się taki mały, to prawda. Czy jak będę większy i przywrę do czyjegoś ciała i ten ktoś przywrze do kolejnego, aż wszyscy do siebie przywrzemy, to czy ludzkość spełni swój cel? Czy będzie to miłość absolutna? Czy będziemy uprawiać seks, wszyscy tak do siebie przywarci? (...) Myślę, że mleko matki sprawia, że majaczę.
Fabuła powieści toczy się niespiesznie, obejmując swoimi granicami losy czterech pokoleń, poczynając od rodziców głównego bohatera, a na jego wnukach kończąc. W dywagacje i myśli Antonia wplecione zostają dialogi i żywsza akcja, której nieustannie towarzyszą metafory, bo przyznać trzeba, że Ryżowy podarunek jest powieścią symboliczną. Worek z ryżem towarzyszy bohaterom przez całe ich życie, symbolizując szczęście i dostatek, pozostając wraz z nimi w chwilach ich uniesienia, ale także klęski, ucząc, że to życie weryfikuje nasze poglądy, a rodzina jest największą wartością.
Azevedo w swojej powieści zawarł ważne przesłanie: Rodzina to danie, którego, gdy jest już gotowe, nie da się powtórzyć i poniekąd wskazał drogę pielęgnowania rodzinnych relacji. Ostatecznie, to sami jesteśmy odpowiedzialni za nasz los, ryż może być tylko dodatkiem.
Schyłek drugiej wojny światowej. Armia amerykańska toczy ciężkie walki z Japończykami o każdy skrawek lądu na Pacyfiku. Strategicznym celem jest wyspa Okinawa, której zdobycie może oznaczać ostateczną klęskę Japonii. Wśród setek tysięcy amerykańskich żołnierzy trafia tu Desmond T. Doss, sanitariusz, który ze względu na wyznawaną religię odmówił noszenia broni. Traktowany z nieufnością, oskarżany o tchórzostwo, wkrótce udowodni jak bardzo się wobec niego mylono. Podczas najcięższych starć, wielokrotnie ryzykując życiem, wydostaje z ognia walki ponad 70 rannych żołnierzy. Tak rodzi się legenda bohatera, którego jedyną bronią jest wiara, nadzieja i miłość. Czemu go wybrałam? Bo filmy w reżyserii Gibsona wypadają nieźle i przyznać muszę, że po obejrzeniu trailera, czuję się tym filmem zaciekawiona.
Jestem mordercą
Reżyseria: Maciej Pieprzyca
Thriller inspirowany prawdziwymi wydarzeniami z początku lat 70-tych. Główny bohater filmu, Janusz Jasiński, jest młodym porucznikiem milicji. Po kolejnych niepowodzeniach śledztwa w sprawie brutalnych zabójstw kobiet, zostaje mianowany nowym szefem grupy dochodzeniowej. Stara się zrobić wszystko, by wykorzystać życiową szansę i złapać seryjnego mordercę. Jak wiele będzie w stanie poświęcić dla śledztwa?
Czemu go wybrałam? Bo nie do końća znam historię PRLowskich morderstw. Poza tym, Jakubik to według mnie świetny aktor i chętnie zobaczę jak sobie poradził z rolą.
Służąca
Reżyseria: Han-wook Park
Korea, lata 30. XX wieku. Oszust z nizin społecznych postanawia podstępem rozkochać w sobie piękną Japonkę, dziedziczkę wielkiej fortuny, aby przejąć jej majątek. W tym celu umieszcza w jej najbliższym otoczeniu tytułową służącą - posłuszną sobie naciągaczkę, która ma zaskarbić względy milionerki i stać się jej zaufaną powiernicą. "Służąca" to opowieść o trójkącie miłosnym, pożądaniu, seksualnych fantazjach i wyrafinowanej zemście. Widziana z różnych perspektyw intryga z minuty na minutę diametralnie się zmienia, zmierzając ku przewrotnemu finałowi.
Czemu go wybrałam? Bo uważam, że kino dalekowschodnie jest kinem mocno w Polsce niedocenianym i cieszę się na każdą premierę azjatyckiego filmu w naszym kraju.
Premiera 11 listopada 2016:
PITBULL. Niebezpieczne kobiety
Reżyseria: Patryk Vega
W 2015 roku 40% funkcjonariuszy przyjętych do policji stanowiły kobiety. Wśród nich są Zuza (Joanna Kulig) i Jadźka (Anna Dereszowska). Na drodze świeżo upieczonych policjantek los szybko stawia starszych kolegów po fachu: Gebelsa (Andrzej Grabowski) i Majamiego (Piotr Stramowski). Ich doświadczenie okaże się bezcenne w starciu funkcjonariuszek ze skorumpowanymi przełożonymi, takimi jak Izabela Zych ps. Somalia (Magdalena Cielecka) oraz brutalnym, przestępczym światem mafii "paliwowej", której macki sięgają dalej niż można sobie wyobrazić… Życie prywatne bohaterek jest równie skomplikowane. Jadźka na co dzień zmaga się z nieobliczalnym mężem (Artur Żmijewski) – pracownikiem wywiadu skarbowego, powiązanym z mafią, natomiast Zuza niefortunnie wikła się w romans z Remkiem ps. Cukier (Sebastian Fabijański), socjopatycznym gangsterem, którego dziewczyna – Drabina (Alicja Bachleda-Curuś) właśnie wychodzi z więzienia…
Czemu go wybrałam? Bo Maja Ostaszewska rozwala system i powala swoją grą aktorską nawet w zwiastunie.
Nowy początek
Arrival
Reżyseria: Denis Villeneuve
Wybitna lingwistka Louise Banks (Amy Adams) zostaje wezwana przez siły obronne kraju, by spróbować porozumieć się z wysłannikami innej cywilizacji po tym, jak gigantyczny obiekt zawisł nieruchomo tuż nad Ziemią. Nikt tak naprawdę nie wie, czy obcy przybyli na Ziemię w celach pokojowych czy może są zwiastunem inwazji. W zespole badawczym wspomagają ją pułkownik Weber (Forest Whitaker) i wybitny fizyk Ian Donnelly (Jeremy Renner).
Psychologiczny thriller science fiction to pełna napięcia metaforyczna opowieść o płynności czasu, tajemnicy, zdarzeniach, których ludzki umysł nie potrafi objąć intelektualnie.
Czemu go wybrałąm? Bo Labirynt tego samego reżysera to jeden z najbardziej klimatycznych filmów, jakie widziałąm i licze na to samo podczas seansu Nowego początku.
Dzieciństwo wodza
The Childhood of a Leader
Reżyseria: Brady Corbet
Akcja filmu toczy się tuż po I wojnie światowej w podparyskiej wsi, w domu amerykańskiego dyplomaty który pracuje nad Traktatem Wersalskim, przez co rzadko bywa w domu. Jego żona to sfrustrowana kosmopolitka i konserwatywna protestantka w jednej osobie. Ich synek czuje się osamotniony - wysokie IQ podszeptuje mu coraz bardziej radykalne formy buntu…
Czemu go wybrałam? Bo po obejrzeniu zwiastuna stwierdzam jedno, ten film zapowiada się na coś, czego do tej pory nie widziałam.
Premiera 18 listopada 2016:
Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć
Fantastic Beasts and Where to Find Them
Reżyseria: David Yates
Film "Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć" oparty jest na powieści i oryginalnym scenariuszu, debiutującej w roli scenarzystki J.K. Rowling. To kolejna odsłona magicznego świata. Prawa i obyczaje, którymi rządzi się społeczność czarodziejów i czarownic będą doskonale znane wszystkim miłośnikom książek i filmów o Harry’m Potterze. Jednak historia Newta Scamandera rozpocznie się w Nowym Jorku siedemdziesiąt lat wcześniej niż wydarzenia, w których główną rolę odegrał słynny czarodziej.
Czemu go wybrałam? Bo to uniwersum Harry'ego Pottera
Snowden
Reżyseria: Oliver Stone
Historia byłego pracownika CIA i NSA Edwarda Snowdena, który ujawnił prasie ściśle tajne dokumenty, doprowadzając do największego przecieku zastrzeżonych informacji w historii USA. Czemu go wybrałam? Bo ciekawa jestem jak twórcy filmu poradzili sobie z jedną z najgłośniejszych historii ostatnich lat
Światło między oceanami
The Light Beetwen Oceans
Rezyseria: Derek Cianfrance
Bohater wojenny Tom Sherbourne przyjmuje posadę latarnika na bezludnej wyspie u wybrzeży Australii. Wkrótce przybywa do niego ukochana żona Isabel. Zakochani żyją tu szczęśliwie w rytmie przypływów i odpływów oceanu. Ich największym, niespełnionym pragnieniem jest dziecko. Miesiące bezowocnych starań, dwa poronienia i pogłębiające się uczucie oddalenia zaczyna wpędzać Isabel w depresję. I wtedy zdarza się cud: do wybrzeży wyspy dobija mała łódź, na której pokładzie Tom znajduje martwego mężczyznę i żywe niemowlę. Pod namową Isabel, wiedziony odruchem serca, Tom łamie swoje surowe zasady i godzi się przyjąć dziecko jako własne. Szczęście świeżo upieczonych rodziców wkrótce zaczyna blaknąć, gdy okazuje się, że w okolicy od miesięcy zrozpaczona matka poszukuje zaginionego męża i maleńkiego dziecka.
Czemu go wybrałam? Bo na jednym z moich ulubionych blogów przeczytałam, że książka na podstawie której powstał film, to wspaniała literatura przemycająca mnóstwo emocji. Warto zatem będzie się zapoznać i z książka i z filmem.
Zwierzęta Nocy
Nocturnal Animals
Reżyseria: Tom Ford
Przed piętnastoma laty Susan Morrow opuściła męża, Edwarda, ambitnego pisarza w wiecznym kryzysie twórczym. Dziś Susan jest właścicielką galerii i szczęśliwą małżonką innego mężczyzny. Któregoś dnia otrzymuje od Edwarda rękopis jego pierwszej książki, brutalnego thrillera, który Susan interpretuje jako symboliczną zemstę za rozstanie. Poznajemy koleje losu Tony’ego Hastingsa, profesora matematyki, i jego rodziny. Hipnotyczna, tajemnicza, przerażająca treść książki sprawia, że Susan z trudem rozpoznaje rzeczywistość, w której się znajduje. Oba plany (realne życie i fabuła książki) mieszają się, zamazują, przeplatają. Mroczna historia z kart powieści zmusza Susan do zmierzenia się z ciemnością, jaka kryje się w jej sercu i przeszłości…
Czemu go wybrałam? Bo wydaje się mroczny i tajemniczy.
9 życie Louisa Draxa
The 9th Life of Louis Drax
Reżyseria: Alexandre Aja
W dniu swoich dziewiątych urodzin, Louis Drax, którego od zawsze prześladował niewytłumaczalny pech, w wyniku tajemniczego wypadku zapada w głęboką śpiączkę. Znany neurolog Allan Pascal (Jamie Dornan), którego pociąga piękna matka chłopca (Sarah Gadon), chce poznać prawdę i dowiedzieć się, czy Louisowi nadal grozi niebezpieczeństwo. Policyjne śledztwo nie odpowiada na kolejne niepokojące pytania. Lekarz decyduje się na udział w kontrowersyjnym eksperymencie, podczas którego chłopiec z otchłani śpiączki nawiązuje kontakt ze światem i odsłania porażające fakty…
Czemu go wybrałam? Bo kusi mnie filmowy plakat i jestem ciekawa, jaką tajemnicę ukrywa Louis.
Premiera 25 listopada 2016:
Allied
Reżyseria: Robert Zemeckis
Północna Afryka, rok 1942. Podczas wykonywania niebezpiecznej misji za liniami wroga brytyjski oficer wywiadu spotyka francuską bojowniczkę ruchu oporu.
Czemu go wybrałam? Bo to ponoć ten film był przyczyna rozwodu słynnej Brangeliny. Warto sprawdzić, czy to wiele hałasu o nic.
Osaczona
Shut In
Reżyseria: Farren Blackburn
Życie dziecięcej psycholog Mary Portman (Naomi Watts) legło w gruzach, gdy w wypadku samochodowym zginął jej mąż, a syn został sparaliżowany. Obecnie, z wymagającym stałej opieki Stevenem (Charlie Heaton), zamieszkuje pusty dom w Nowej Anglii. Kiedy w jej gabinecie pojawia się kolejny mały pacjent – Tom (Jacob Tremblay), kobieta zaczyna traktować go z matczyną czułością i w bliskości dziecka odnajduje upragniony spokój.
Niestety w trakcie burzy śnieżnej, która nawiedza okolicę, chłopiec znika bez śladu... Poszukiwania nie przynoszą skutku, a wszyscy dookoła są przekonani, że Tom nie żyje. Wszyscy poza Mary, która od tragicznej nocy zaczyna doświadczać niepokojących wizji. Szybko okazuje się, że atak przyrody był tylko preludium do koszmaru, który czeka kobietę w opuszczonym domu. Wraz z kolejnymi niepokojonymi i niedającymi się racjonalnie wytłumaczyć wydarzeniami, Mary – krok po kroku – przybliża się do odkrycia straszliwej prawdy.
Czemu go wybrałam? Bo zachwycam się ostatnio Stranger Things, a film wydaje się być utrzymany w klimacie serialu.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Co obejrzałam w ostatnim miesiącu?
W tym miesiącu mój mąż postanowił skorzystać z dobrodziejstw Netflixa, a ja korzystałam przy okazji. Muszę przyznać, że jestem pozytywnie zaskoczona zmianą, jaka w tej platformie nastąpiła, bo nasze pierwsze spotkanie z nią było dość nieciekawe. Gdy Netflix wchodził w progi polskiego Internetu nie było tam nic ciekawego (zapewne zależy od gustu, ale ja niespecjalnie miałam co wybierać). Teraz platforma przeszła potężną przemianę. Jest na niej mnóstwo seriali i filmów – z polskimi napisami bądź lektorem. (Może w końcu skończę Plotkarę :D). Większość z poniższych pozycji można zobaczyć właśnie tam.
Deadpool – nie przepadam za filmami na podstawie komiksów, a tu takie zaskoczenie. Rewelacyjny film, ociekający ironią, z mnóstwem przezabawnych gagów. Oby więcej takich.
Iron Man 1,2,3 – zachęcona pozytywnymi wrażeniami po obejrzeniu Deadpoola,
postanowiłam dać szansę innym komiksowym filmom. Tu już nie było tak fajnie. Wkurzała mnie przerysowana Paltrow, która grała jakby połknęła kij od szczotki i, co tu dużo pisać, na pierwszej części wynudziłam się jak mops.
Okno na podwórze – klasyka, którą uwielbiam. Pamiętam jak oglądałam ten film w popołudniowym, niedzielnym cyklu TVP. Film wspaniały pod każdym względem, klasyka to jednak klasyka. Wczesny Hitchcock tez daje radę
Moulin Rouge! – mocno przerysowany musical, ale przecież wszystkie musicale są mocno przerysowane. Nie spodziewałam się jedynie, że będzie to tak smutny film.
Ruchomy zamek Hauru – piękna i ciekawa animacja, jednak nie zachwyciła mnie tak jak Cast Away. Er ist wieder da – śmieszna, ale zarazem gorzka komedia przedstawiająca wizję co by było, gdyby Hitler przebudził się w dzisiejszych czasach i zaczął wprowadzać swoja propagandę. Genialna rola (i charakteryzacja) aktora występującego w roli fuhrera.
The Fundamentals of Caring – wspaniały film ukazujący, że o niepełnosprawności można mówić z humorem. Jestem nim po prostu zachwycona. W Polsce film można obejrzeć za pośrednictwem Netflixa. Whip it – film sportowy w reżyserii Drew Barrymore, który nieszczególnie wniósł cokolwiek do mojego życia. Ogólnie bez szału.
Stranger Things – genialny, klimatyczny serial, który szturmem (i strachem) zdobył moje serce.
------------------------------------------- Źródło opisów:
http://www.filmweb.pl/
http://www.helios.pl/
http://www.telemagazyn.pl/artykuly/osaczona-naomi-watts-chce-utopic-gwiazde-netflixa-wideo-zdjecia-53546.html
Żródło Trailerów:
https://www.youtube.com/