Rozpacz, załamanie, depresja, ogólna niemoc i świadomość przemijalności to uczucia, które często towarzyszą nam, gdy dowiadujemy się o śmierci naszych bliskich i Aniela, główna bohaterka Kalejdoskopu wspomnień, nie jest w swoich odczuciach osamotniona. Poniekąd jesteśmy w stanie poradzić sobie z takimi uczuciami, gdy nasi najbliżsi długo chorują, gdy jesteśmy w jakiś sposób przygotowani na to, co nieuchronnie nadchodzi. Co jednak, gdy giną w wypadku i w żaden sposób nie jesteśmy na takie wydarzenie przygotowani? To właśnie przydarzyło się głównej bohaterce powieści.
Wskutek tragicznych okoliczności, Aniela po latach nieobecności wraca do Polski. Śmierć jej matki wprawia ją w odrętwienie, dziewczyna nie jest w stanie poradzić sobie ze swoimi emocjami i nie pomagają jej ciocia i jej syn Adrian. Aniela wraca w swoich wspomnieniach do szczęśliwych lat, nieustannie żałując, że całkowicie zmarnowała ostatni czas i nie spędzała go z ukochaną matką, a właściwie skupiła się na sobie, swoich pragnieniach i ambicjach.
Gaja Kołodziej stworzyła powieść, która jest sentymentalną podróżą w głąb psychiki kobiety skrzywdzonej przez los, kobiety, która staje w obliczu wielkiej tragedii i utraconej szansy. Bohaterowie wykreowani przez autorkę, a szczególnie, główna bohaterka, są do bólu prawdziwi, normalni, są tacy, jak każdy z nas, co doprowadza do konkluzji, że taka sytuacja, jaka przydarzyła się Anieli, mogła się przydarzyć każdemu.
Kalejdoskop wspomnień porusza ciężkie i dość niepopularne w literaturze tematy i właśnie z tego względu, mimo dość niewielkiej objętości, nie jest książką, którą da się przeczytać w tzw. niedzielne popołudnie. Jest to lektura pełna refleksji, sentymentu, skupienia na tym, co by było, gdyby, ale też obrazująca, że nawet w najgorszej życiowej sytuacji możemy liczyć na najbliższych, ich wsparcie. Jest lekturą ukazującą, że nie warto się bać swoich uczuć, ukrywać ich głęboko w sercu i bać się ich wypowiadać, bo gdzieś za rogiem może czaić się szczęście, po które, po prostu, boimy się sięgnąć.
Książka Gai Kołodziej zachwyca prostotą historii, swoją normalnością, prowadzeniem akcji, spokojem i prawdziwością. Jest to powieść, której nie powinno się omijać, książka, która zasługuje na większy rozgłos, historią, która ujmuje za serce i pozostaje w pamięci.
Siedmioro długoletnich przyjaciół spotyka się na kolacji. Dla urozmaicenia wieczoru rozpoczynają zabawę polegającą na dzieleniu się między sobą treścią każdego SMS-a, e-maila lub rozmowy telefonicznej, jakie otrzymują w trakcie spotkania.
Kiedy tym samym wiele tajemnic zaczyna wypływać na światło dzienne, niewinna gra rodzi konflikty, które niełatwo będzie zażegnać...
Czemu go wybrałam? Słyszałam już o nim bardzo dobre opinie, film przepełniony jest ponoć inteligentnym humorem, a to jest to, co bardzo cenię.
Po prostu przyjaźń
reżyseria:Filip Zylber
Są ze sobą na dobre i złe, na zawsze. Aż pewnego dnia... Alina (Sonia Bohosiewicz) i Marian (Marcin Perchuć) wygrywają do spółki wielkie pieniądze i muszą się nimi jakoś podzielić. Ivanka (Magdalena Różczka), singielka i menadżerka na wysokich obcasach, postanawia mieć dziecko, pomóc ma jej w tym serdeczny przyjaciel (Bartłomiej Topa). Filip (Kamil Kula) zaryzykuje twarz i karierę dla kaprysu zwariowanej kolekcjonerki guzików (Aleksandra Domańska). Stateczny profesor (Krzysztof Stelmaszyk) będzie musiał zdecydować, czy dla przyjaciela (Przemysław Bluszcz) warto złamać zasady.
Tymczasem zgrana paczka przyjaciół (Agnieszka Więdłocha, Aleksandra Domańska, Maciej Zakościelny, Piotr Stramowski, Marcin Perchuć) wyrusza w góry , gdzie odkrywa tajemnicę, która na zawsze zmieni ich życie.
Co wybiorą? Lojalność czy pieniądze? Przyjaźń czy miłość? Prawdę czy kłamstwo? Własne czy cudze szczęście? Każdy wybór dla bohaterów komedii "Po prostu przyjaźń" oznacza tarapaty. Kto pomoże im się z nich wydobyć? Wiadomo: przyjaciele. Bo przyjaźń, jak żadna inna inwestycja, zawsze się opłaca.
Czemu go wybrałam? Skuszona przez znajomych wybrałam się do kina i ...przyznać muszę, że się zawiodłam. Film nie jest zły, ale moim zdaniem zbyt bajkowy (mimo wplecenia smutnych historii), wymuszony, a dialogi sztuczne. Niektóre wątki zostały wręcz urwane.
Premiera 13 stycznia 2017:
Powidoki
reżyseria:Andrzej Wajda
Bohaterem filmu „Powidoki” jest Władysław Strzemiński, artysta , który nie poddał się socrealizmowi i doświadczył dramatycznych skutków swoich wyborów artystycznych. To film o tym jak socjalistyczna władza zniszczyła charyzmatycznego, niepokornego człowieka.
Czemu go wybrałam? Bo to ostatni film wielkiego Wajdy.
Na tle kolorowego i tętniącego życiem Los Angeles rozgrywa się romantyczna historia dwojga marzycieli - Sebastiana i Mii, którzy próbują zrealizować swoje sny o karierze w showbiznesie. Mia jest początkującą aktorką, która w oczekiwaniu na szansę pracuje jako kelnerka. Sebastian to muzyk jazzowy, który zamiast nagrywać płyty, gra do kotleta w podrzędnej knajpce. Gdy drogi tych dwojga przetną się, połączy ich wspólne pragnienie, by zacząć wreszcie robić to, co kochają. Miłość dodaje im sił, ale gdy kariery zaczynają się wreszcie układać, coraz mniej jest czasu dla siebie nawzajem. Czy uda im się ocalić uczucie, nie rezygnując z marzeń?
Czemu go wybrałam? Bo ma fenomenalne recenzje i nie mogę się doczekać, aż pójdę do kina, by go obejrzeć.
Samotność i monotonię mieszkającego w Bostonie dozorcy przerywa nieoczekiwany powrót w rodzinne strony. Mężczyzna musi zająć się osieroconym nastoletnim bratankiem. Historia Chandlerów - przeciętnej rodziny z klasy robotniczej od pokoleń mieszkającej w wiosce rybackiej w Massachusetts. "Manchester by the Sea" to głęboko przejmująca, chwilami nieoczekiwanie zabawna opowieść o sile rodzinnych więzi, poświęceniu i nadziei. Po śmierci starszego brata, Joe'go (Kyle Chandler), Lee Chandler (Casey Affleck) jest zaszokowany wiadomością, że brat powierzył mu opiekę nad swoim synem, Patrickiem (Lucas Hedges). Lee rzuca wszystko i przenosi się do Manchester-by-the-Sea, zmuszony zmierzyć się z wydarzeniami z przeszłości, które sprawiły, że rozstał się z żoną, Randi (Michelle Williams) i opuścił miasteczko, w którym dorastał.
Czemu go wybrałam? Zapowiedź ujęła mnie swoim niespiesznym klimatem.
Las, 4 rano
reżyseria: Jan Jakub Kolski
"Las, 4 rano" to historia mężczyzny, który wydaje się królem życia - ma pieniądze, władzę, kobiety i narkotyki. Któregoś dnia porzuca pracę w korporacji, w sposób nie dający szans na powrót. Las, 4 rano, kilka lat później. Na wpół zdziczały dziad leśny - zarośnięty, brudny, w łachmanach - zakłada wnyki na zwierzęta. Rozpoznajemy: to ten sam człowiek. Mężczyzna mieszka w lesie, w wybudowanej przez siebie ziemiance. Za towarzystwo ma trójnogiego psa. Żywi się mięsem upolowanej zwierzyny, żyje w zgodzie z przyrodą. Któregoś dnia przed drzwiami jego samotni staje 13-letnia dziewczynka Jadzia i zmusza go aby po raz kolejny zmienił swoje życie.
Czemu go wybrałam? Chwycił mnie za serducho swoją zapowiedzią.
Sztuka Kochania
reżyseria: Maria Sadowska
Michalina Wisłocka, najsłynniejsza seksuolog czasów PRL-u, walczy o wydanie książki, która na zawsze odmieni życie seksualne Polaków.
Czemu go wybrałam? Chętnie zobaczę historię Wisłockiej, ciekawi mnie siła jej przebicia, jej pomysł na książkę, szczególnie w czasach w jakich żyła.
PODSUMOWANIE WYZWANIA FILMOWEGO
W grudniu postanowiłam się spiąć i dokończyć zaczęte wyzwanie filmowe. Rzutem na taśmę obejrzałam brakującą porcję filmów i wyzwanie udało mi się dokończyć w całości.
Ostatnimi filmami jakie obejrzałam były:
Monte Carlo. Bardzo sympatyczny, disnejowski film dla całej rodziny.
Sztos. Filmy z lat 90-tych z Pazurą w roli głównej nie są moimi ulubionymi. Ten mi się totalnie nie podobał i przy okazji uzmysłowił mi, że wszystko jest na sprzedaż. Coś mi nie po drodze z reżyserią Lubaszenki, czy to jego debiut, czy późniejsze produkcje.
Piękna i Bestia. Stara animacja Disney'a, która obejrzałam dla przypomnienia sobie, jak bardzo ją lubiłam. Na świeżo będę mogła ją porównać z filmem z Emmą Watson, który w 2017 ma wejść do kin.
Operacja ARGO. Oscarowy film o dzielnym agencie wyzwalającym współpracowników amerykańskiego rządu z Iraku, pod przykrywką kręcenia filmu w stylu Gwiezdnych Wojen.
Dama z Szanghaju. Pierwszy film Noir w mojej karierze. Rita Hayworth grająca femme fatale, wielka miłość, przyciemnione kadry, scena z cyrkowymi lustrami, warto poznać podwaliny dzisiejszego kina.
Powrót do przyszłości III. W końcu obejrzałam trzecią część kultowego filmu. Warto było :)
źródło Wiosna, lato, jesień, zima i .. wiosna. Film o przemijaniu, o wartościach, wierze, samoudręczeniu. Klimatyczny, nawiązujący do japońskich wierzeń, zgrabnie i w nietypowy sposób ukazujący pory roku.
Ratując Pana Banksa. Ujmujący film ukazujący pracę Walta Disneya i jego współpracowników z P.L. Travers przy tworzeniu filmu o Mary Poppins.
Makbet. Najnowsza ekranizacja dzieła Szekspira. Mnie nie do końca przypadł do gustu. Lady Makbet była jakaś taka za delikatna, a film ciężko było obejrzeć w całości na jeden raz.
Człowiek z marmuru. Wspaniały, fenomenalny, po prostu nie wierzę, jak mogłam wcześniej tego filmu nie obejrzeć. Cudowny klasyk, który zachęcił mnie do obejrzenia innych filmów Wajdy.
Tam, gdzie rosną poziomki. Film, który zapoznał mnie z twórczością Bergama. Twórczością przedstawiającą obrazy na granicy jawy i snu, wspomnień Wspaniały, niejednoznaczny - chcę jeszcze.
Wielki Gatsby. I tutaj wielki zgrzyt. Gatsby w wykonaniu Leo może Gatsby'emu w wykonaniu Redforda co najwyżej polerować buty. Film spłycił całą historię do granic możliwości, Daisy została maksymalnie ugładzona, w tle leci electro swing (serio?). No generalnie żenada. Widz zostaje zarzucony kolorami i efektami specjalnymi oraz głośną muzyką wśród której ginie cała opowieść, jej przesłanie. Ta ekranizacja złamała moje czytelnicze serce.
Do utraty tchu. Film z nurtu francuskiej Nowej Fali. Przyznaję, że romans z tym nurtem nie był dla mnie najszczęśliwszy. Film nie za bardzo przypadł mi do gustu. Widać, że był kręcony bez wyraźnego scenariusza.
Dla Henny nadeszły ciężkie czasy. Całkowicie zmieniło się władanie, magowie chcą zagarnąć całe królestwo i stworzyć swoje imperium. Bohaterowie, którzy do tej pory przyzwyczajeni byli do innego trybu życia, skazani zostali na tułaczkę i zmianę dotychczasowych przyzwyczajeń. Przyjaciel staje wrogiem, wróg przyjacielem. Już nikomu nie można ufać.
Sen Henny. Imperium Magów jest typową powieścią fantasy przepełnioną akcją, intrygami i różnorodnością fantastycznych postaci. Artur Wells stworzył swój własny świat, imperium, w którym toczy się walka o władzę. W tym tomie dużo więcej jest wojennej akcji, porachunków i bitew, wyraźnie zarysowuje się, że tom pierwszy, stanowił wstęp i był wprowadzeniem do całej historii.
Nie da się ukryć, że książka jest rasowym fantasy, w którym występują przedstawiciele wielu ras, takich jak elfy, smoki, czarodzieje. Tak jak w pierwszej części, tak i tutaj występują zimni rycerze, czyli grupa, która wyróżnia Sen Henny wśród innych tego typu powieści. Przyznać jednak muszę, że postaci jest po prostu zbyt wiele i mieszają się one ze sobą. Nie ułatwia tego fakt, że imiona wiodących bohaterów zaczynają się od przedrostka Teo.
Z jednej strony Sen Henny wciąga, z drugiej nie jest on pozbawiony dłużyzn w postaci górnolotnych opisów i sztywnych dialogów. Częściowo nie sposób odmówić autorowi słuszności takiej stylistyki, wszak akcja powieści osadzona jest w świecie królestw, dam, księżniczek i czarodziejów. Jednak taki sposób prowadzenia narracji utrudnia czytanie i wciągnięcie się w fabułę.
Mimo mojego dość ambiwalentnego stosunku do powieści, uważam, że jest ona dobrą fantastyką, która spodoba się wielbicielom gatunku. Autor włożył mnóstwo pracy w wykreowany przez siebie świat, wymyślił ciekawą historię i dokładnie opisał jej podwaliny. Śmiało można stwierdzić, że cykl Sen Henny to udany debiut.
P.C.Cast i Kristin Cast stanowiły dla
mnie ciekawostkę. Dużo słyszałam o ich książkach, dużo o nich
czytałam, ale jakoś nigdy nie wpadły mi w ręce. W bibliotece
przyuważyłam Bursztynowy dym napisany przez Kristin Cast, już
bez udziału jej mamy. Jakie są moje wrażenia? Niestety marne.
Książka ani trochę nie przypadła mi do gustu, więc przygotowałam
krótkie zestawienie pt. Dlaczego nie warto czytać Bursztynowego
dymu?
1. Po pierwsze to kolejna, płytka
opowiastka dla młodzieży. On: tępy osiłek, ona: piękna, cycata
bogini. Nic więcej, nic mniej. Oczywiście czują wobec siebie
dziwne, magnetyczne przyciąganie i nawet się nie znając wiedzą,
że są sobie przeznaczeni.
2. Książka bazuje na micie o
uciekających z Hadesu nieczystych duszach. Wydawałoby się to dość
ciekawe, gdyby nie iście Disnejowski schemat: tępy osiłek wyrusza
na polowanie narażając swoje życie, a i tak już od pierwszej
kartki wiadomo, że wszystko skończy się happy endem.
3. Cycki. Wszechobecne wszędzie. W
rozmowach, opisach, myślach bohaterek. No i związany z nimi seks.
Wychodzi na to, że amerykańskie studentki już o niczym innym nie
myślą, a ten staje się esencją ich życia, powodując mokre sny.
4. Książka jest po prostu
przewidywalna. Oryginalność tej opowieści waha się na poziomie
0,00%. Czytając ją miałam wrażenie, że CSI przeniesiono na karty
książki, przemieniono w młodzieżówkę i odarto ze wszystkich
intrygujących szczegółów, okraszając je szalenie schematycznym
romansem.
Jednym słowem nie polecam i nie mam
zamiaru poznawać dalszych losów bohaterów powieści. O zgrozo,
nowy cykl ma liczyć wiele tomów.
Wraz z kolejną filmową ekranizacją w łaski literatury dla kobiet wdarła się najbardziej znana na świecie, zwariowana singielka - Bridget Jones, by uraczyć czytelników swoimi niecodziennymi przygodami.
Głowna bohaterka, starsza i szczupła, bo w końcu udało jej się osiągnąć idealną wagę, nie zmieniła się ani na jotę, dalej pozostaje tą samą Bridget, totalnie zakręcona, nieuważną i nieodpowiedzialną. Tym razem daje się ponieść chuci i ląduje, a jakże, z dwoma różnymi facetami w łózku. Jak to bywa w życiu Bridget, niebawem dowiaduje się, że wejdzie w upragnioną rolę - matki. Żeby jednak nie było za łatwo, okazuje się, że czas spłodzenia jej pierworodnego w obu przypadkach jest równie prawdopodobny i już nie tylko główna bohaterka, ale też wszyscy wkoło zadają sobie znamienne pytanie: kto jest ojcem?
Dziennik Bridget Jones. Dziecko to historia, której akcja umiejscowiona została pomiędzy drugim i trzecim tomem przygód sławnej singielki i nie stanowi ich kontynuacji, jednak z powodzeniem można ją nazwać idealnym uzupełnieniem całej serii. Główna bohaterka, mimo przyrostu lat i utraty wagi, pozostaje starą, dobrą Bridget, której fartem udaje się zdobyć wszystko o czym marzy.
Książka pełna jest dowcipnych dialogów i scen, co niejednokrotnie wywołuje salwy śmiechu podczas lektury. Autorka wielokrotnie mrugała okiem do czytelnika ukazując swój talent komiczny.
Och! Moje drogie! Najdroższe czytelniczki i finalistki! Nagroda przyznana zostaje ex aequo! Omaguli Qulawe za Dźwięk ponadczasowych łez i Angeli Binks za Bezdźwięczne łzy czasu.
Po raz kolejny czytelniczki mogą utożsamić swoje przeżycia z perypetiami Bridget, chociaż przyznać trzeba, że te są dość mocno przejaskrawione. Fielding postawiła jednak na ukazanie swojej bohaterki jako silnej i niezależnej kobiety, takiej, która nie będzie się mazać, bo straciła faceta. Bridget nie szuka na siłę akceptacji i miłości, jak czyniła to wcześniej. Żyje z dnia na dzień wedle własnych upodobań.
Ludzie zazwyczaj nie wytrzymują pod naciskiem oczekiwań. Za każdym razem , że trzeba to, że trzeba tamto. Cała sztuczka polega na tym, żeby skoncentrować się na tym, co jest, a nie na tym, co ma być.
Jedynym co można książce zarzucić, jest data jej wydania - po premierze kinowej, gdyż w pewien sposób poznanie filmowej wersji psuło radość z czytania. Wiele wiernych fanek Bridget już poniekąd znało fabułę. Dobrze, że ta w dość znaczącym stopniu odbiegała od tej filmowej.
Kolejny tom perypetii Bridget Jones to niezwykle humorystyczna i lekka lektura, która stanowi idealne uzupełnienie cyklu o sławnej singielce. Najwierniejsze fanki zwariowanej singielki z pewnością będą nią zachwycone. Co więcej, książka może stanowić wspaniałą rozrywkę nie tylko dla kobiet, ale również dla mężczyzn.
Tytuł: Dziennik Bridget Jones. Dziecko
Tytuł oryginału: Bridget Jones' Baby. The Diaries.
W zeszłorocznym wyzwaniu u Mozaiki Literackiej jednym z
zadań było przeczytanie książki napisanej przez Noblistę. Mój wybór padł na Czekając na Godota i Końcówkę Samuela Becketta. Skąd taki, a nie inny wybór? Dramaty czytuję
od czasu do czasu, poza tym ciekawa
byłam kim jest tytułowy Godot. Wiedziałam, że sięgam po książkę z tzw. teatru
absurdu, ten jednak mi niestraszny, bo absurdalnie puszczane do czytelnika oko
to jeden z moich ulubionych motywów, chociażby pupy i gęby Gombrowicza, to
jedne z moich ulubionych literackich paraboli, a Tango Mrożka to jeden z
moich ulubionych dramatów. Okazało się jednak, że dzieło Becketta całkowicie
rozminęło się z moim wyobrażeniem o nim, nie spodziewałam się lektury tak
wymagającej, zabarwionej filozoficznie i skomplikowanej.
Kto to, do …
chusteczki jest ten Godot?
I tutaj spotkała mnie pierwsza niespodzianka, tożsamość
Godota pozostaje tajemnicą do dnia dzisiejszego. Owszem, są pewne
przypuszczenia nasuwające, że nasz
tytułowy bohater jest Bogiem (God – ang. Bóg). Jednak sam Beckett na pytanie
kim jest Godot, odpowiedział: Gdybym to wiedział, powiedziałbym to w sztuce. Do imienia Godot nawiązują zdrobnienia imion głównych bohaterów: Vladimira i
Estragona, którzy go całą sztukę wyczekują, bowiem Gogo i Didi w połączeniu
fonetycznym brzmią bardzo podobnie do Godot.
O co w tym czekaniu
chodzi?
Vladimir i Estragon co dzień czekają koło drzewa i kamienia
na Godota, który swoje przyjście przekłada na kolejny dzień, wysyłając jako
swego posłannika chłopca. Podczas czekania spotykają Pozza i jego służącego
Lucky’ego (dość przewrotne imię, biorąc pod uwagę jego pozycję). Pierwsza para
spędza swe życie na czekaniu, druga na wędrowaniu. Sytuacja codziennie się
powtarza, chociaż nie całkowicie, bo pod pewnymi względami zostaje zmieniona –
bardziej i mniej znacząco. Relacje między bohaterami mają symbolizować w jaki
sposób dwie natury człowieka ( fizyczna i duchowa) oraz dwa oblicza człowieka
(gatunkowe i jednostkowe), ze sobą
współistnieją.
Po co ta Końcówka?
Końcówka jest odrębna sztuką i mimo, że Beckett
ogólnoświatową sławę zyskał dzięki Godotowi, to właśnie Końcówkę uważał za
dzieło swojego życia i niezbędne uzupełnienie sztuki wcześniejszej.
Endgame
Tak jak w przypadku Godota imiona bohaterów są symboliczne,
mamy tu bowiem Nagga (gwóźdź), Nell (gwóźdź, ćwiek), Clov( franc. gwóźdź, ang.
Wierny) Hamm (ang. szynka, młotek, łac. Hak)*
Sztuka opiera się na opisaniu natury czasu. Nasi bohaterowie, którzy są rodziną, przebywają w ukryciu po katastrofie, wspominają dawne czasy, oczekują na
nieuchronne, na koniec, doświadczając Czas, wysnuwając refleksje o jego
naturze, rozważając model jego podziału. Akcja Końcówki ukazana zostaje jako
rytuał i moment zwrotny, a także poprzez grę w szachy i grę muzyczną, polegającą
na zastosowaniu słownych zabaw i zwielokrotnienia motywów w tekście.
Wrażenia
Zarówno Czekając na Godota, jak i Końcówka są parabolami
przesyconymi ukrytym znaczeniem w
pozornie nie trzymającym się kupy tekście. Przyznaję, że trzeba nie lada
wprawnego oka, doświadczenia i skupienia, by z tekstu wyłuskać jego głębię, by
dokonać prawidłowej analizy tekstu. Bardzo w tym pomaga wprowadzenie do obu
dramatów. Ja postanowiłam najpierw przeczytać teksty sztuk, a później
wprowadzenie do nich, by pozwolić sobie na własną interpretację tekstu,
przyznaję jednak, że dopiero przeczytanie wstępu dało mi pełne, jeśli nie
ogólne zrozumienie problematyki dzieł Becketta.
Dramaty Becketta to literatura wymagająca, niejednoznaczna, symboliczna. Literatura, która uhonorowana została w 1969 roku Literacką
Nagroda Nobla za to, że: w nowych dla
dramatu i prozy formach ukazuje wzniosłość człowieka w jego skrajnym
opuszczeniu.
Już od paru dni mamy 2017 rok, czas
więc zrobić podsumowanie roku 2016, a przyznać muszę, że ten był
dla mnie bardzo dobry, nie tylko literacko, ale również prywatnie.
W zeszłym roku przeczytałam 63 książki, co uważam za bardzo
dobry wynik w porównaniu do roku 2014 i 2015, kiedy to udało mi się
przeczytać około 40 książek. Ciężko mi wybrać tę najlepszą i tę najgorszą. Przez moje ręce przewijały się prawdziwe perełki, powieści pozostawiające wiele wzruszeń, przemyśleń, ale też
takie, o których chciałabym jak najszybciej zapomnieć.
Przygotowałam zatem zestawienie książek, które pogrupowałam na
kategorie.
Historia dwóch kobiet, które dzięki swojej sile, potrafiły zmienić swój los. Wzruszająca, dająca nadzieję, że z każdej, nawet najgorszej sytuacji, istnieje wyjście.
Nie potrafiłam wybrać jednej :)
Słodko-gorzka historia nastolatków spędzających ferie w Egipcie. Nietuzinkowa, łamiąca serce, na długo pozostająca w pamięci.
Ciepła opowieść o miłostkach nastolatków. Temat niby oklepany, ale czyta się wspaniale, doskonale się przy tym bawiąc..
Historia o zmianie postrzegania świata poprzez pryzmat pracy w korporacji, o utracie tożsamości i własnego „ja”.
Beata Pawlikowska swoje opowieści o Japonii skumulowała głównie do wątku wszechobecnego glutaminianu sodu i jedzenia. Zabrakło mi szerszego opisu miejsc, które autorka odwiedziła.
W Zaklinaczce słoni Paulina Plewako skupiła się w książce na sobie, swoich przeżyciach, szukaniu Boga, a opieka nad słoniami pozostała jedynie tłem dla opisu jej uczuć. Niestety nie na to liczyłam, sięgając po te książkę.
Krótko, zwięźle i na temat, czyli tak, jak lubię najbardziej. Autorka bez zbędnych komentarzy przybliża miasto i jego mieszkańców, a także lokalne zwyczaje, wskazując ścieżki, którymi można podążać zwiedzając miasto Boga.
Autorka ujmuje nie tylko opisem swoich podróży, ale też miłością do zwierząt, traktowaniem ich na równi z człowiekiem, a wręcz stawianiem ich na piedestale.
Agatha Chrsite jak zwykle mnie
pokonała. Nigdy, przenigdy nie domyśliłabym się kto jest
mordercą. Po przeczytaniu rozwiązania, kopara mi opadła i
zbierałam ją z podłogi. Jednak klasyka kryminału, to klasyka
kryminału, a królowa jest jedna i jest nią Christie.
Urokliwa, mała wyspa i cztery
pokolenia włoskiej rodzinny przedstawione na tle zmian
historycznych. wnikliwe portrety psychologiczne bohaterów, ukryta
magia i wciągająca fabuła. Tez książce nie da się niczego
zarzucić.
Po raz kolejny odkryłam urok przygód
czterech przyjaciółek i ich magicznych przygód i po raz kolejny
się w książce zakochałam. Oby czytanie książek z dzieciństwa
po latach zawsze tak wyglądało.
Nic dodać nic ująć. Chciałabym jak
najszybciej zapomnieć o tym, co przeczytałam w tym koszmarku.
Wstrząsająca, zapadająca w pamięć
lektura o kobietach połączonych przez koszmar Ravensbrück. Autorka
wykonała ogrom pracy podczas pisania powieści, aż się nie chce
wierzyć, że to debiut.
Niewymuszony, inteligentny humor,
nietuzinkowi bohaterowie i zbrodnia z piekła rodem, czyli komedia
kryminalna pierwsza klasa.
Dobrze skonstruowany kryminał osadzony
w świecie mody. Bardzo dobry debiut, czekam na kolejne powieści
autorki.
Książka, która szturmem zdobyła
moje serce. Kryminały skandynawskie to nie moja bajka, ale powieści
obyczajowe, to co innego. Leena Parkkinen otworzyła przede mną
drzwi skandynawskiej literatury, a ja przez nie przeszłam i
zasmakowałam w tych klimatach i coś czuję, że długo będę się
w nich rozsmakowywać.
WYZWANIA
W 2016 roku brałam udział w czterech wyzwaniach książkowych oraz postanowiłam czytać książki, które czytałam w swoim dzieciństwie. Jak już pisałam, czytanie książek z dzieciństwa poszło mi dość słabo, przeczytałam jedynie pięć książek.
W ramach tego wyzwania przeczytałam 20 książek.
W ramach wyzwania organizowanego przez Lustro Rzeczywistości udało mi się zmęczyć jeden stos i 4 książki z kolejnego stosu.
Brałam też udział w wakacyjnym wyzwaniu u Książko, miłości moja, udało mi się przeczytać 21 książek w trakcie jego trwania.
Wyzwanie u Miłki niestety mnie pokonało. Zabrakło mi paru książek do jego zakończenia. Nie ma jednak tego złego, bo dzięki niemu uświadomiłam sobie, że muszę lepiej planować. W każdym razie, ostatnie podpunkty "się czytają" i niedługo możecie spodziewać się recenzji.
WYZWANIA 2017
Jesytem osobą, która lubi wyzwania czytelnicze. Dają mi one satysfakcję, nakręcają do czytania większej ilości książek. W tym roku postanowiłam wybrać trzy:
Polska literatura to dobra literatura i coraz częściej sięgam po książki rodzimych autorów. Wyzwanie autorki bloga Poligon Domowy jest arcyciekawe i nie mogłam się powstrzymać przed wzięciem w nim udziału.
Wyzwanie u Kraina Książką Zwana, też bardzo przypadło mi do gustu. Jego autorka ma rację, bardzo często w książkach przewija się motyw dzieciństwa, dziecka, dziecięcych wspomnień. Dość często czytam takie książki, postanowiłam więc sprawdzić z jaką częstotliwością wpadają mi w ręce.
W zeszłym roku dałam się porwać skandynawskiej literaturze obyczajowej, chciałabym więc poszerzyć swoje horyzonty literackie i poznać literaturę innych zakątków świata. Z chęcią też powrócę do literatury afrykańskiej, która kiedyś bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Wyzwanie Olgi wydaje się do tego idealne.
Przy okazji zapraszam na moje autorskie wyzwanie. Ciągle można dopisać się do listy :) Wystarczy kliknąć w poniższy baner: