Tak się składa, że właśnie minął rok odkąd prowadzę bloga. Z tej okazji przygotowałam wakacyjny konkurs książkowy (niektórzy już mają wolne, inni na nie czekają, a i ja urlop w tym roku zamiast we wrześniu mam w czerwcu). Przy okazji pragnę podziękować kochanemu sponsorowi za jedną z pozycji :*
Zdobyć można cztery książki:
1. Na Hester Street topnieje śnieg Daisy Waugh - egzemplarz nowy - recenzja tutaj;
2. Dożywocie Marta Kisiel - egzemplarz nowy;
3. Akademia wampirów Richelle Mead - książka była raz czytana;
4. Kiedy księżyc jest nisko Nadia Hashimi - raz czytany egzemplarz recenzencki podczas przeprawy pocztą lekko pokiereszowała się okładka (posiada pionowe zagniecenie).
Co trzeba zrobić?
Zasady podaje poniżej.
Regulamin wakacyjnego konkursu wynalazkowego na www.atociwynalazek.pl:
2) Można wygrać wyżej wymienione książki, tj: Na Hester Street topnieje śnieg Daisy Waugh, Dożywocie Marty Kisiel, Akademia wampirówRichelle Mead, Kiedy księżyc jest niskoNadiiHashimi 3) W konkursie wygrywają cztery osoby.
4) Konkurs trwa od 30.05.2016 do 30.06.2016 do godziny 23:59. Zgłoszenia nadesłane po tym terminie nie zostaną przyjęte.
5) Warunkiem uczestnictwa jest bycie lub dołączenie do obserwatorów bloga i/lub Facebooka (tutaj) oraz udostępnienie podlinkowanego do tego postu banera konkursowego (obraz widoczny powyżej) na swoim Facebook'u/G+/blogu oraz podanie odpowiedzi na pytanie konkursowe. 6) Pytanie konkursowe brzmi:Poleć mi idealną lekturę na wakacje.
6)W zgłoszeniu (w komentarzu pod tym postem), trzeba podać pod jakim nickiem obserwuje się blog atociwynalazek.blogspot.com, i/lub Facebook'a oraz swój adres e-mail.
7) Zwycięzcy zostaną wyłonieni w drodze losowania.
8) Wyniki konkursu zostaną opublikowane w osobnym poście, w ciągu 3 dni od daty zakończenia konkursu.
9) Do konkursu może przystąpićkażdy posiadający adres korespondencyjny na terenie Polski.Nie wysyłam nagrody za granicę. 10) Nagroda zostanie przesłana za pośrednictwem Poczty Polskiej lub Paczkomatów InPost.
11) Zwycięzca zostanie poinformowany o wygranej mailowo. W razie braku odpowiedzi na mojego maila z wynikami konkursu w przeciągu 5 dni, wylosowana zostanie kolejna osoba.
Skandynawska literatura kojarzyła mi się z głównie z kryminałami i moim, co ty dużo kryć, dość nieudanym romansem z Mankellem. Za każdym razem, gdy miałam przeczytać książkę szwedzkiego, fińskiego, czy też norweskiego autora przesuwałam ją na koniec listy i wybierałam inne tytuły. Po dłuższym czasie przeprosiłam się z literaturą powstającą w tamtej szerokości geograficznej i sięgnęłam po powieść obyczajową, bo jakże nie dać się urzec takiemu opisowi:
Starsza pani, ciężarna nastolatka, błękitny krążownik szos i morderstwo sprzed pół wieku,
oraz cudownej okładce będącej dziełem Mariusza Banachowicza (mamaius.blogspot.com)?
Karen jest po osiemdziesiątce i ma ostatnią szansę na wyrwanie się z rąk nadopiekuńczego syna i synowej, by odkryć tajemnicę morderstwa z 1947 roku. Już podczas pierwszego postoju jest świadkiem napadu i zauważa, że jeden z włamywaczy to nastoletnia dziewczyna w zaawansowanej ciąży. Wskutek zbiegu okoliczności Karen zabiera ją w dalszą drogę, w trakcie której kobiety dzielą się ze sobą swoimi historiami, pokazanymi poprzez retrospekcje z dawnych wydarzeń dotyczących zarówno Karen i Azar (ciężarnej włamywaczki).
Opowieść starszej pani skupia się na wizji wyspiarskiej społeczności. Kobieta szczegółowo opisuje relacje panujące między sąsiadami w Fetknoppen tuż przed i w czasie II-giej wojny światowej. Jak to w takich społecznościach bywa, bardzo często jest się tam osądzanym i w mgnieniu oka można zostać wykluczonym. Zdawałoby się, że bogobojna ludność wiedzie życie wolne od grzechu, w trakcie poznawania historii okazuje się jednak, że pewne zachowania są jedynie przykrywką i ukazują obłudę mieszkańców.
Leena Parkkinnen zadziwiająco lekko wplata i porusza tematy uwierające współczesną Europę, tematy, które nieustannie stanowią zarzewie konfliktów i sprzeczek. Są to miedzy innymi: miłość homoseksualna, kazirodztwo, morderstwo, samobójstwo, czy też asymilacja muzułmanów. Tę ostatnią kwestię poznajemy z punktu widzenia Azar, której rodzice są irańskimi emigrantami.
PS Nie szukajcie mnie, nie jest lekturą łatwą, nie jest to kolejna, przyjemna pozycja niosąca za sobą optymistyczną zawartość, idealnie nadającą się na jedno upalne popołudnie. Powieść jest pozycją niezwykle złożoną, w którą trzeba się dogłębnie wgryźć, niejednokrotnie zatrzymać i zastanowić nad postępowaniem bohaterów. Główne antagonistki są bardzo ludzkie, ich charakterystyka nie jest w żaden sposób wydumana, a im daleko od kryształowej czystości, bowiem są postaciami z krwi i kości. Azar i Karen ukazane zostały jako kobiety silne, zdające sobie sprawę z własnej wartości, ale też przyznające się do popełnionych błędów. Są osobami dość apodyktycznymi, momentami nie wykazującymi się krztą empatii, zatem często miewa się problem ze zrozumieniem ich postępowania.
Powieść Parkkinen jest dla mnie dowodem, że warto czytać skandynawską literaturę. Autorka odczarowała mi ją na nowo, a ja z chęcią zagłębię się w jej meandry. Obym tylko trafiła na tak dobre pozycje, jak PS Nie szukajcie mnie.
Tytuł:PS Nie szukajcie mnie. Autor: Leena Parkkinen Tytuł oryginału:Galtbystä länteen Tłumaczenie: Iwona Kiuru Data wydania: 6 maja 2015 Liczba stron: 336 Wydawnictwo: Świat Książki
Powieść zalegająca na regale co najmniej od kilku miesięcy
Przeglądając blogi, ciężko nie natknąć się na serie młodzieżowe, które wzbudzają skrajne emocje i zajmują szczyty list książkowych przebojów. Na topie są powieści Ricka Riordana, Sary J. Mass, czy Cassandry Clare.
Naszła mnie refleksja, czy pamiętam, co było na topie 5, 10 i 15 lat temu. Postanowiłam stworzyć małe zestawienie, żeby dość sentymentalnie cofnąć się w czasie.
10.
Cykl: Jeżycjada Małgorzata Musierowicz
Nieśmiertelna Jeżycjada porywała i w dalszym ciągu porywa pokolenia młodych czytelniczek. 5, 10, 15 lat temu wydane zostały kolejne tomy. Nie tylko zasiliły spory już cykl, ale tez zdobyły serca dotychczasowych i kolejnych fanek powieści Musierowicz.
9.
Cykl: Zwierzenia Georgii Nicholson Louise Rennison
Bridget Jones dla nastolatek. Przygody głupiutkiej Georgii czytało się dławiąc się przy okazji ze śmiechu. Co prawda, już za bardzo nie pamiętam fabuły, niezaprzeczalnie, była to książka, którą chciało się przeczytać mając lat naście.
8.
Ala Makota Małgorzata Budzyńska
Pamiętnik sfrustrowanej nastolatki - Ali Makoty był swego czasu hitem. Dziewczyna nazywała się tak niedorzecznie, że nietrudno uwierzyć w jej frustrację. Ostatecznie wydano 10 książek, składających się na 6 tomów.
7.
Eragon Christopher Paolini
Autor tego fantasy przebojem wdarł się na światowe listy bestsellerów mając lat naście. Chłopak napisał dojrzałą i przemyślaną powieść fantasy kreując wspaniały świat. Na podstawie książki powstał też dość słaby film, który nie doczekał się kontynuacji.
6.
Pamiętnik narkomanki Barbara Rosiek
Książka podsuwana przez mamy ku przestrodze. Tragiczna, przepełniona cierpieniem historia zgubnego wpływu narkotyków.
5.
Cykl: Percy Jackson Rick Riordan
Jeden z najbardziej rozpoznawalnych cykli młodzieżowych mający wiele fanów. Akcja ukazuje greckie mity i rozterki nastolatków, potomków bogów i herosów.
4.
Plotkara Cecily von Ziegesar
Książka, a później serial, który elektryzował. Książka - obrazoburczą wizją życia nowojorskich nastolatków niestroniących od narkotyków, alkoholu i seksu; serial - zachwycał wspaniałymi strojami, jakie przywdziewały główne bohaterki Blair i Serena, bo fabuła była powtórką z zakończonej miliard lat świetlnych temu Dynastii.
3.
Pamiętnik księżniczki Meg Cabot
Która z nas choć przez chwilę nie marzyła, żeby być księżniczką? Meg Cabot doskonale odgadła marzenie praktycznie każdej nastolatki i dzięki temu, sprzedaż jej cyklu osiągnęła szczyty szczytów list książkowych przebojów.
W Polsce wydano 10 tomów i na tym miała się kończyć seria. Okazuje się jednak, że w zeszłym roku ukazał się kolejny tom (jedynie za granicą), zatytułowany Royal Wedding.
2.
Zmierzch Stephanie Meyer
Jedni kochają ten cykl, inni go nienawidzą. Jakkolwiek Stephanie Meyer stała się dzięki niemu milionerką i rozpętała ogólnoświatową modę na filmy/powieści/malunki/tatuaże/wiersze/poezje itd. itp. przedstawiające wampiry (nie tylko te błyszczące w słońcu jak diamenty).
Bohaterowie serii już na zawsze zostaną zapamiętani, nawet noworodki i starcy będą wiedzieć kto to Edward i Bella. Wszak książka wydana została (w Polsce) już w 2007 roku, a do tej pory jest jedną z chętniej czytanych.
1.
Cykl: Harry Potter J.K.Rowling
Chyba nie muszę nikomu tłumaczyć, czemu umieściłam Harry'ego na samym szczycie zestawienia :)?
O tym, że James Herbert jest brytyjskim królem horroru słyszałam już jakiś czas temu. Nabrałam ochoty na jego powieści, kiedy dowiedziałam się, że jeden z moich ulubionych filmów utrzymanych w takiej stylistyce, tj. Inni, jest ekranizacją książki autora. Po Dom czarów sięgnęłam bez wahania, mając nadzieję na odrobinę gęsiej skórki.
Powieść zaczyna się dość standardowo. Mike i Midge, dwoje artystów marzących o znalezieniu spokoju, postanawia zakupić dom na odludziu w pobliżu lasu. Szybko okazuje się jednak, że jest on w kiepskim stanie, a cena zaproponowana przez pośrednika znacznie przekracza kwotę, jaką para jest w stanie na niego przeznaczyć. W cudowny sposób pieniądze jednak wpadają w ręce naszych antagonistów, a dom wkrótce staje się ich własnością. Początkowa sielanka jednak nie trwa długo, bowiem Mike i Midge zaczynają słyszeć, widzieć i odczuwać dziwne właściwości domu. Na domiar złego w okolicznym lesie znajduje się siedziba sekty, której przedstawiciele podejrzanie często składają im wizyty.
Po Domie czarów spodziewałam się powieści przepełnionej grozą, wprawiającej w niepokojący nastrój. Dostałam natomiast książkę bardzo przyjemną w odbiorze, ale raczej bliżej jej do fantastyki, niż do dobrego horroru. Przyznać trzeba, że powieść trzyma w napięciu, a przedstawiona w niej historia, dzięki nucie tajemniczości niezwykle fascynuje. Opisy Herberta są niezwykle plastyczne, pozwalają w łatwy sposób przenieść się w świat przedstawiony, jednak czytając je ani razu nie poczułam prawdziwego przerażenia, nie czułam oddechu strachu na swoich plecach.
Narracja powieści prowadzona jest pierwszoosobowo, wydarzenia poznajemy z perspektywy głównego bohatera – Mike’a. Jest on ukazany jako człowiek bardzo sceptycznie nastawiony do świata, co zdecydowanie rzutuje na subiektywny odbiór przedstawianej historii. Jednak nawet bardzo nieufne podejście naszego bohatera do następujących wydarzeń, nie jest w stanie zatrzeć emocji i ciekawości, jakie lektura wzbudza praktycznie z jednej strony na drugą.
Dom czarów Jamesa Herberta to niezwykle wciągająca i emocjonująca powieść. Zawiedzie się jednak ten, kto oczekuje przerażającego horroru i mrożących krew żyłach opisów, bowiem takich w książce jak na lekarstwo. Warto jednak sprawdzić, co kryje się kryją podwoje tajemniczej posiadłości.
Cudze chwalicie , swego nie znacie, takie powiedzenie huczy mi w głowie po przeczytaniu powieści Tomasza Duszyńskiego Droga do Nawi, książki przepełnionej mitologią słowiańską i germańską. Zastanawiam się, czemu na zajęciach w szkole zachwycamy się wierzeniami Greków i Rzymian, a nawet nie przyjdzie nam do głowy, by pomyśleć o omówieniu swojego rodzimego podwórka i bóstw, w które wierzyli nasi krajanie przed pojawieniem się w Polsce chrześcijaństwa. Okazuje się bowiem, że jako Słowianie absolutnie nie mamy się czego wstydzić, bo lista bogów i boginek środkowo i wschodnioeuropejskich jest bardzo szeroka i niezwykle wręcz intrygująca.
Tomasz Duszyński wprowadza czytelnika w świat mitologii słowiańskiej umiejscowionej w teraźniejszości. Za sprawą misternie uplecionej intrygi i wątku paranormalnego losy trójki pozornie niezwiązanych ze sobą bohaterów: Alka Bielskiego, Miszy Asieniewicza, i Ksenii Morozowej zostają ze sobą ściśle powiązane. Antagoniści bardziej lub mniej świadomie wkraczają w świat bogów słowiańskich walczących o władzę, a przyznać trzeba że ich potyczki przyprawiają o zawrót głowy i niczym w filmie sensacyjnym akcja przybiera szaleńcze tempo, a tajemnica goni tajemnicę.
Powieść Duszyńskiego to kawał niezłej, polskiej fantastyki. Niezwykle cieszy, że rodzimi twórcy zamiast zachłystywać się obcą kulturą, sięgają do lokalnych korzeni. Droga do Nawi zdecydowanie wzbogaciła moją wiedzę na temat polskiej i germańskiej religijności i historii, przy okazji dostarczając porcji emocji i ekscytacji. Do plusów książki zdecydowanie należy dopisać wartką akcję i nietuzinkowych bohaterów. Bardzo podobała mi się postać Kseni - zwykłej niezwykłej dziewczyny, która wiedzie samotne życie, nie zdając sobie sprawy jakie jest jej pisane przeznaczenie i jak wielka jest jej rola. Bardzo ciekawie została opisana też postać Alka Bielskiego, którego siłę poznajemy poprzez retrospekcje z eskapady wojennej w Afganistanie. Książce nie brakuje też satyrycznego zacięcia, szczególnie za sprawą żywych i dowcipnych dialogów.
Mimo jednak tak wielu zalet, muszę przyznać, że książkę męczyłam i, co tu dużo pisać, czasami się po prostu nudziłam lekturą. Duży wpływ na taki stan rzeczy miała mnogość postaci i nazwisk, a ja, niestety, nie mam do nich pamięci. Przerażał mnie też ogrom akcji, co chwilę bijatyka, tłuczone szkło, złamane kości i tryskająca krew. Wszystko to sprawiło, że powieść stała się mocnym, według mnie typowo męskim, wręcz sensacyjnym kawałkiem literatury. Dodatkowo opisy takich scen, były na tyle rozwleczone, że każde pojawiające się wobec bohaterów zagrożenie, przestawało mnie po prostu emocjonować. Ostatecznie lektura zamiast burzyć mą krew, po prostu mnie wymęczyła.
Droga do Nawi to emocjonująca powieść sięgająca do dawnych tradycji naszych przodków, niestety słowiańska mitologia ginie gdzieś po drodze w plątaninie akcji i dialogów przy wódce. Liczyłam na spotkanie ze słowiańską magią, a dostałam sensację osadzoną we współczesnych realiach. Mnie powieść nieco zawiodła, jestem jednak przekonana, że przypadnie do gustu zatwardziałym fanom gatunku.
Piątek 13-tego zdarza się rzadko. Dla jednych to zwyczajny dzień, inni natomiast nie wychodziliby z łóżka by ustrzec się pecha i znaków go ukazujących. Z tej okazji postanowiłam się przyjrzeć kilku zwiastunom wielkiego nieszczęścia i zastanowić się, gdzie przewijały się w literaturze.
1. Czarny kot – nie będę oryginalna jeśli stwierdzę, że najpopularniejszym czarnym kotem jest Behemot z Mistrza i Małgorzaty Bułhakova. Czarny niczym smoła amator spirytusu jest, co prawda towarzyszem szatana, ale jakoś niekoniecznie przypomina potwora, który potrafi jednym przejściem przed człowiekiem zniweczyć jego plany i narazić na wielkie nieszczęście. Trudno uwierzyć, że takie kupki futra mogłyby być zdolne do takich czynów, jakkolwiek koty ponoć mają dziewięć żyć, więc nigdy nic nie wiadomo co się czai w tych małych główkach.
2. Obracanie się za siebie – dobrze znany gest z praktycznie wszystkich powieści i filmów grozy. Jak gdyby nigdy nic bohater myje zęby, śpiewa pod nosem, przy okazji zachłystuje się pastą do zębów, lekko podnosi głowę, a tu czuje dreszczyk na plecach, bo chyba ktoś go obserwuje. Ma wrażenie, że to zapewne żona, czekająca na swoją kolejkę do toalety albo dzieciaki, które chcą mu spłatać figla, obraca się, a tam… bum! (też słyszycie w głowie muzykę budującą napięcie?) przed jego oczami przebiegają duchy zmarłych, żyjących wcześniej w jego domu.
Takie urocze sceny można poczytać albo obejrzeć np. w Domie czarów Herberta; Sinister(uwaga, ja po nim nie mogłam spać przez dwie noce i do tej pory czuję się nieswojo).
3. Wstawanie z łóżka lewą nogą – pech to pech, a wstając z łóżka lewą nogą, narażamy się, że będzie jeszcze większy. Co prawda, niektórzy mają pecha wstając nawet prawą (jak to niektórzy powiadają: jak ktoś ma pecha to i palec w d... złamie). Pisarze bardzo często opisują swoich bohaterów jako notorycznych pechowców. Dla mnie jednak ten pechowy korowód prowadzi bezapelacyjnie Stephanie Plum bohaterka serii powieści Janet Evanovich. Kobieta ma szczęście non stop pakować się w największe możliwe tarapaty, przy okazji wzbudzając swoimi przygodami salwy śmiechu.
4. Zbite lustro – jeśli zdarzyłoby nam się zbić lustro, to jak nic, czeka nas siedem długich, mozolnych i pozbawionych jakiegokolwiek szczęścia lat. Z takim przedmiotem najbardziej kojarzy mi się bohaterka powieści Carrolla - Alicja. Co prawda lustra nie zbiła, a jedynie znalazła po jego drugiej stronie same niesamowitości. Jeśli w każdym czai się taki magiczny świat, to może warto olać te nieszczęsne lata?
5. Szczęśliwy kominiarz – działanie wszystkich złych uroków może być odczynione, gdy złapiemy się za guzik na widok kominiarza. Niektórzy uważają, że jest to gest mało wymagający (jasne każdy codziennie ubiera ciuchy z milionem guzików), wymyślają więc jeszcze dodatkowe zadania. Trzeba zobaczyć: faceta w okularach/ zakonnicę/ babę bez okularów, ale z wąsami i brodą/ psa w złotej klatce niesionego przez paniusię w różowej garsonce (przyznaję poniosła mnie wyobraźnia), by potwierdzić, czy zobaczenie kominiarza przyniesie szczęście czy raczej na odwrót. Co do literatury, mgliście majaczy mi, że było parę kryminałów, gdzie kominiarze odgrywali rolę drugoplanową i coś czuję, że w literaturze jest piękna nisza do wypełnienia, bo nigdzie sympatyczny pan w czarnym mundurze, nie jest głównym bohaterem. Z tematem kojarzy mi się Braciszek i Karlson z dachu Astrid Lindgren, ale tylko dlatego, że na okładkach książek widać dach. Może Wy znacie książki o zacnym zawodzie, jakim jest kominiarstwo?
Pamiętajcie, pech jest w naszej głowie. Nie warto obawiać się nieszcześć, w końcu dzisiaj jest dzień jak każdy inny. Dodatkowo przemawia za tym fakt, że prawdopodobnie piątek 13-tego nawiązuje do wydarzeń we Francji z początku XIV wieku, kiedy to król Filip Piękny wraz z papieżem Klemensem V fałszywie oskarżyli i skazali na śmierć członków zakonu Templariuszy, którzy zostali aresztowani 13 października 1307 roku, w piątek. Przed spłonięciem na stosie mistrz zakonu przeklął króla, jego kanclerza i papieża. Dwulicowi oskarżyciele zmarli w przeciągu roku
Mam słabość do powieści o czarownicach. Różnie z nimi bywa, zdarza się, że czasami się nimi zachwycam, niekiedy jest mi też żal straconego z nimi czasu. Elyria. Polowanie na czarownice Brigitte Melzer została przeze mnie wypożyczona na zasadzie impulsu i miała pomóc doświadczyć, czy w dalszym ciągu takie historie będą w stanie mnie fascynować.
Elyria jest córką szefa trupy komediantów. Pewnego dnia znajduje medalion i jako uczciwa obywatelka, postanawia go oddać. Podczas zwrotu biżuterii zostaje złapana przez Łowców Czarownic i posądzona o czary. Zamknięta w celi dziewczyna jakimś cudem zyskuje magiczną moc, która wydaje się być związana z jednym ze strażników, kapitanem Królewskich Wilków – Ardanem. Tymczasem na ziemię zostaje sprowadzony demon i tylko Elyria ma posiadać wiedzę w jaki sposób go unicestwić.
Zacznę od tego, że historia napisana przez Melzer jest sztampowa do bólu. Nastolatka, która w jakiś sposób pozyskuje niezwykłe magiczne siły – to już było. Milion razy. Romans z wrogiem? Też. Próżno szukać w powieści oryginalnych wątków, przez co przedstawiona historia jest po prostu nudna. Nie można jednak narzekać na brak akcji, każda strona praktycznie wypełniona jest opisami walk i pościgów, ale przedstawiane są one tak często, że czytanie o nich, staje się po prostu nużące. Poza tym, akcja opisana jest bardzo chaotycznie, ciężko połapać się w mnogości nazwisk i ran, miałam wręcz wrażenie, że autorka sama się w nich gubiła.
Główna bohaterka jest postacią pozbawioną wyrazu. Niby posiada tak zwany charakterek, ale opis jej postaci jest na tyle płytki i powierzchowny, że ciężko poczuć z nią jakąkolwiek więź. Opisy pozostałych postaci i ich uczuć, również pozostawiają wiele do życzenia, ciężko więc przeżywać z nimi ich rozterki, strach, czy smutek.
Kolejną wadą powieści jest… jej opis na okładce, który zdradza wszystkie istotne szczegóły historii. Wydawca niestety postanowił zdradzić istotę fabuły, niuans, który powinien budować napięcie i wzbudzać domysły. Nie wykluczam, że nie czytając blurba, moje odczucia wobec powieści Melzer byłyby trochę cieplejsze.
Podsumowując, ze smutkiem muszę stwierdzić, że książka Elyria. Polowanie na czarownice Brigitte Melzer jest pozycją bardzo przeciętną. Zdecydowanie nie polecam jej czytać osobom, które miały kiedykolwiek okazję zetknąć się z dobrą i oryginalną fantastyką, której głównymi bohaterkami były czarownice. Powieść Melzer niczym się nie wyróżnia i na pewno nie pozostaje na dłużej w pamięci.
O wielkości prozy Kinga świadczy chociażby fakt, że prawa do
ekranizacji jego powieści zostają zakupione przez dystrybutorów filmowych
jeszcze zanim te pojawią na rynku książki. Tak właśnie stało się z Panem
Mercedesem, debiutem autora w stylistce kryminalnej. Zapewne nazwisko pisarza
przyciągnie do kin rzesze fanów, ale czy historia przedstawiona przez niego rzeczywiście zasługuje na ekranizację?
Jak spędza czas emerytowany, amerykański policjant? Jeśli
myślicie, że gra w golfa, wypija beczki piwa i ogląda panienki w klubie gogo,
to jesteście w błędzie. Emerytowany policjant, w tym przypadku Hodges siedzi
przed telewizorem, popija browarki, bawi się pistoletem swojego ojca i marzy o
śmierci. Wychodzi z założenia, że nie ma co szukać sensu życia, bo ten zostawił
w pracy, której już nie wykonuje. Do detektywa przychodzi genialny, czarnoskóry
chłopak, przycina mu trawnik i naprawia komputer, bo Hodgesowi jakoś tak nie po
drodze z technologią. Marazm kolejnych dni przerywa niespodziewany list od tzw.
Zabójcy z Mercedesa, który zaprasza go do kontaktu w serwisie społecznościom
Niebieski Parasol Debbie. Czy detektyw skusi
się na rozmowę z mordercą i uda mu się ustalić jego tożsamość? Czy
prywatne śledztwo sprawi, że znowu poczuje radość życia?
Ciężko mi wypowiadać się na temat prozy Kinga, bowiem Pan
Mercedes był moim pierwszym spotkaniem z jego twórczością. Szczerze powiedziawszy, do lektury
podchodziłam bardzo sceptycznie, wiedząc, że powieść jest niezwykle okrzyczana,
co specjalnie nie dziwi, gdyż każda premiera książki autora staje się wielkim
wydarzeniem, nawet gdzieś przeczytałam: King nie ma fanów, on ma wyznawców, co
biorąc pod uwagę jego dorobek literacki, specjalnie nie dziwi. Przyznać muszę,
że Pan Mercedes już od początku wciągał i zaskakiwał brutalnością. Zdaje sobie
sprawę, że zapewne swoją opinią narażę się wielu, ale niestety poza ciekawym
początkiem, nic mnie w tej powieści nie uwiodło, nie powaliło na łopatki i nie
sprawiło, że stanę się dozgonną wielbicielką autora.
Na pochwałę zdecydowanie zasługują żywe dialogi . To dzięki
nim wiele można dowiedzieć się wiele o bohaterach i ich konstrukcji. Wymiany zdań
napędzają akcję, podkreślają wady i zalety postaci przedstawionych. Bawią, smucą i wciągają w świat Pana
Mercedesa.
Sama konstrukcja powieści i bohaterów jest w moim mniemaniu,
dość schematyczna. King postanowił przywołać ducha amerykańskich filmów i
powieści detektywistycznych z lat 80-tych i uzupełnić je o nowinki techniczne
znane współcześnie. Mamy zatem emerytowanego detektywa, młodego geniusza
komputerowego, który mu pomaga, kobietę, która potrafi być miła, mimo że
wygląda jak milion dolarów i mordercę o charakterze czarnym jak smoła. Postaci
są skonstruowane niezwykle szczegółowo, ich psychika również została dogłębnie
opisana. Tylko… to wszystko już było, chociażby w powieści Krocząc wśród
cieni Lawrence Blocke’a, która, de facto, za swoją sztampowość była ostro
krytykowana. Nawet zapoznanie czytelnika z postacią mordercy już na samym
wstępie, specjalnie oryginalnym zabiegiem nie jest, jak też konstrukcja
czarnego charakteru, który ma nierówno pod sufitem, bo w dzieciństwie przeżył
traumę, a jego kontakty z rodzicielką daleko odbiegają od normy. Wszystkie te
zabiegi sprawiły, że powieść, cóżtu dużo mówić, jest dość przewidywalna.
King mistrzowsko buduje sympatie i antypatie w stosunku do
bohaterów. Podczas lektury ani razu nie zmieniłam zdania odnośnie
przedstawionych postaci. Od razu polubiłam pierdołowatego detektywa z wieloma
kilogramami nadwagi, od początku też czułam niechęć w stosunku do Zabójcy z
Mercedesa. Przerażały mnie jego myśli, traktowanie większości ludzi jako
gorszych, nic nie wartych, inwektywy wypowiadane w głowie w stosunku do innych
osób.
Powieści nie brak też
humorystycznego zacięcia. Niezwykle dobrze bawiłam się przy wymianach zdań
między pomocnikiem detektywa i Hodgesem, w których chłopak wcielał się w rolę
czarnoskórego, niewykształconego najemnika z południa.
Pan Mercedes nie powalił mnie na łopatki, chociaż przyznaję,
że zapewne sięgnę jeszcze po inne powieści autora. Nie mogę i nawet nie śmiem
odejmować Kingowi jego wielkości, bo niezaprzeczalnie jest on pisarzem o
dogłębnie wypracowanym warsztacie literackim. Z przykrością jednak muszę
stwierdzić, że opisywana przeze mnie powieść, przez swoją sztampowość nie sprawiła, że King z impetem wtargnął do
mojego literackiego świata.
Kapitam Ameryka. Wojna bohaterów Tytuł oryginału: Captain America: Civil War Reżyseria: Anthony Russo, Joe Russo
W filmie Kapitan Ameryka: wojna bohaterów Steve Rogers, czyli Kapitan Ameryka staje na czele drużyny Avengers, by ponownie ocalić ludzkość przed zagładą. W czasie kolejnej międzynarodowej akcji z udziałem superbohaterów ponownie dochodzi do strat w ludności cywilnej. Rosną więc naciski polityczne, by poddać herosów systemowi nadzoru i utworzyć organ decydujący o stopniu ich zaangażowania w działania militarne. Sytuacja ta poważnie wpływa na atmosferę panującą wśród Avengers, którzy starają się obronić świat przed nowym nikczemnym nieprzyjacielem. Moja opinia: Zdecydowanie gratka dla wielbicieli filmów kinowych na podstawie komiksów. Czy jednak aby kino nie jest już za bardzo przesycone takimi obrazami?
#WSZYSTKOGRA Reżyseria: Agnieszka Glińska #WszystkoGra to historia o poszukiwaniu szczęścia, miłości i radości życia. Zosia (Eliza Rycembel) próbuje zmienić świat za pomocą sztuki. Jej mama (Kinga Preis) niespodziewanie spotyka na swojej drodze kogoś wyjątkowego. Babcia (Stanisława Celińska) ukrywa tajemnicę z przeszłości. Trzy kobiety spróbują ocalić rodzinny dom. Przeżyją niejedną perypetię, by przekonać się, czego pragną. Czy uda im się to zdobyć? Moja opinia: Musical w polskim wydaniu...no nie wiem. Nie mówię nie, bo może być ciekawie, tym bardziej, że gra tam Kinga Preis. Szkoda tylko, że ostatnio aktorka kojarzy mi się ze śpiewaniem piosenki jedynie w jednej z reklam pewnej sieci komórkowej.
PREMIERA: 13 maja
Już za Tobą tęsknię
Tytuł oryginału: Miss You Already
Reżyseria: Catherine Hardwicke
Jess i Milly - nierozłączne odkąd poznały się jako małe dziewczynki, dziś jako dorosłe kobiety nie pamiętają momentu, gdy nie dzieliły razem czasu, sekretów, ciuchów, a nawet chłopaków...
Bez taniej ckliwości i schematycznych banałów, za to z dużym dystansem i niepowtarzalną kobiecą energią. Film o kobietach i ich szaleństwach. Przezabawny, ciepły, autentyczny, urzekający, bo nakręcony właśnie przez kobietę. "Już za Tobą tęsknię" to wspaniała celebracja przyjaźni, która nigdy nie zostanie przerwana, nawet gdy życie płata niespodziewane figle.
Moja opinia: Bardzo lubię obie aktorki odtwarzające główne role. Jeśli rzeczywiście film ma nie być oparty na ckliwych banałach, zapowiada się kawałek niezłego kina.
Dzień Matki
Tytuł oryginału: Mother's Day
Reżyseria: Garry Marshall
Każda rodzina obchodzi Dzień Matki na swój sposób. Jedni w podniosłej i uroczystej atmosferze, inni na luzie i ze śmiechem, ale wszyscy przede wszystkim z miłością. Garry Marshall przedstawia cztery rodziny, których losy splotą się w tym wyjątkowym dniu. Sandy – mąż zostawił ją dla młodszej, a ona robi co może, by udowodnić sobie, że jest lepszą matką dla swoich dzieci niż nowa, fajna macocha. Miranda – całkowicie poświęciła się karierze i choć została gwiazdą, czegoś jej jednak brakuje. Wkrótce niespodziewany gość wywróci jej życie do góry nogami. Jesse – jej stosunki z matką są dalekie od ideału. Niezapowiedziana wizyta rodziców grozi więc eksplozją. Ale przecież każdą bombę można rozbroić. Bradley – czyli pan mama, uczy się roli samotnego rodzica dwóch córek. Sprawa nie jest prosta, bo to co dla matek jest oczywiste, dla tatusiów często pozostaje czarną magią.
Moja opinia: bardzo miło wspominam oglądanie wszystkich filmów, gdzie historie bohaterów splatają się w jeden wątek. Jeśli ten będzie równie przyjemny, co np. Love Actually, z chęcią go obejrzę.
Nasza młodsza siostra
Tytuł oryginału: Umimachi Dairy
Reżyseria: Hirokazu Koreeda
W
mieście Kamakura w dużym domu z duszą mieszkają trzy siostry –
Sachi, Yoshino i Chika. Pewnego dnia otrzymują wiadomość o śmierci
ojca, z którym od 15 lat nie miały żadnego kontaktu. Jadą na
pogrzeb, gdzie poznają swoją przyrodnią siostrę – nieśmiałą
nastolatkę Suzu. Postanawiają otoczyć opieką osieroconą
dziewczynkę, zabierając ją ze sobą do Kamakury. Nasza młodsza siostrajest
adaptacją bestsellerowej powieści graficznej Yoshidy Akimi Umimachi
Diary.
Moja opinia: adaptacja powieści graficznej we wschodnim wydaniu - zdecydowanie tak. Niezwykle jestem ciekawa tego filmu i mam nadzieję, że uda mi się go obejrzeć.
Sąsiedzi 2
Tytuł oryginału: Neighbours 2
Reżyseria: Nicholas Stoller
A więc stało się! Mac i Kelly Radnerowie właśnie zdecydowali się na ostateczny krok w dorosłość – dom na przedmieściach. Spodziewają się drugiego dziecka i wiedzą, że mieszkanie w mieście nie będzie szczególnie korzystne dla dzieci. Dlatego zdecydowali się na sprzedaż domu, którego sąsiedztwo dało im swego czasu mocno popalić. I kiedy już podpisali dokumenty z nowymi właścicielami, sąsiedzki koszmar powraca… a nowi posiadacze domu mają miesiąc, by móc wycofać się z decyzji…
Opuszczony dom w sąsiedztwie zostaje zamieszkany przez… żeńskie zgromadzenie studentek. Ale jeśli ktoś pomyślałby, że po tym, co zgotowali Radnerom studenci, z Teddym Sandersem na czele, nic już nie zaskoczy małżonków, jest w wielkim błędzie. Te dziewczęta nie mają żadnych granic!
Moja opinia: Jakoś niespecjalnie podobała mi się pierwsza cześć i dziwi mnie sukces tego filmu. Na pewno będzie on dobrym odmóżdżaczem.
PREMIERA: 20 maja
X-MEN: Apocalypse
Reżyseria: Bryan Singer
Tytułowy Apocalypse to pierwszy i najpotężniejszy mutant z uniwersum X-Men, którego od zarania cywilizacji czczono niczym boga. Apocalypse przejął moce wielu innych mutantów, co czyni go nieśmiertelnym i niepokonanym. Gdy budzi się do życia po wielu tysiącach lat, postanawia podbić świat i gromadzi wokół siebie grupę potężnych mutantów, wśród których jest rozczarowany i pozbawiony złudzeń Magneto. Wspólnie postanawiają oczyścić rodzaj ludzki i zaprowadzić nowy porządek na świecie, którym odtąd niepodzielnie władać będzie Apocalypse. Mimo iż los Ziemi wydaje się przesądzony, Raven i Profesor X postanawiają wkroczyć do akcji i z pomocą grupy młodych X-Menów powstrzymać wroga i ocalić nasz świat przed totalnym zniszczeniem.
Moja opinia: kolejna gratka dla fanów X_Menów i wielbicieli Sansy z Gry o Tron.
Nice Guys. Równi goście
Reżyseria: Shane Black
Prywatny detektyw Holland March (Ryan Gosling) i gruboskórny mięśniak do wynajęcia Jackson Healy (Russell Crowe) nie pałają do siebie sympatią. Zostają jednak wynajęci do rozwikłania tej samej sprawy zaginionej dziewczyny. Zapewne każdy prowadziłby ją na własną rękę, gdyby obaj nie stali się celem wynajętych morderców. Niechętnie muszą połączyć siły, by rozwiązać sprawę i ocalić życie. Tym bardziej, że wkrótce odkryją, że wdepnęli w większe bagno niż sądzili. Zaginięcie dziewczyny jest jedynie szczytem góry lodowej w sprawie, której nie tknąłby nikt komu życie miłe. Historia staje się więc coraz bardziej dramatyczna, ale mimo zagrożenia Holland i Jackson skupiają się głównie na dogryzaniu sobie nawzajem.
Moja opinia: Czarna komedia z mnóstwem akcji i doborową obsadą - to musi się udać.
Zakładnik z Wall Street
Tytuł oryginału: Money Monster Reżyseria: Jodie Foster
George Clooney wciela się w postać Lee Gatesa, guru Wall Street, który prowadzi cotygodniowy show „Money Monster”. Doradza w nim widzom jak i w co inwestować pieniądze. Kiedy słuchający jego finansowych wskazówek Kyle Budwell (O’Connell) traci wszystkie oszczędności, terroryzuje ekipę show i podczas programu transmitowanego na żywo bierze Gatesa za zakładnika, grożąc mu śmiercią. Publiczność telewizyjna zamiera w przerażeniu, oglądalność show rośnie w niespotykanym tempie. Ile warte jest życie człowieka? Jedynym wsparciem dla Gatesa jest producentka programu Patty Fenn (Roberts).
Moja opinia: Film rozprawiający o ważnej kwestii - czy wszystko jest na sprzedaż? Czy warto ryzykować życie człowieka, by zyskać pieniądze? Ciekawa też jestem jak Jodie Foster poradzi sobie w roli reżysera.
PREMIERA: 26 maja
Alicja po drugiej stronie lustra Tytuł oryginału: Alice Through the Looking Glass Reżyseria: James Bobin
Alice Kingsleigh ostatnie kilka lat spędziła, przemierzając morza i oceany świata, jak niegdyś robił to jej ojciec. Po powrocie do Londynu Alicja natrafia na magiczne lustro, dzięki któremu ponownie przenosi się do fantastycznej Krainy Czarów. Tam czekają na nią starzy znajomi: Biały Królik, Pan Gąsienica, Kot z Cheshire i Szalony Kapelusznik. Okazuje się jednak, że ten ostatni wpadł w poważne tarapaty i nie jest już sobą. By ratować przyjaciela, Alicja wyrusza w przeszłość, podejmując nierówną walkę z Czasem, w której stawką jest ocalenie Kapelusznika.
Moja opinia: Dlaczego Tim Burton już nie reżyseruje Alicji? Jestem pełna obaw, ale również ciekawa efektu.
PREMIERA: 27 maja
Zanim się obudzę Tytuł oryginału: Before I wake Reżyseria: Mike Flanagan
Małżeństwo adoptuje chłopca, którego sny i koszmary urzeczywistniają się. By ochronić rodzinę, para próbuje dotrzeć do źródła lęków syna.
Moja opinia: Większość lubi dreszczyk strachu, czy się do tego przyznaje, czy nie., Dodatkowo urzeka piękny filmowy plakat.
PODSUMOWANIE: filmowe wyzwanie marzec + kwiecień
Demon - świetny film z weselem w tle. Jeśli chcielibyście zapoznać się z moją opinią na jego temat, możecie o niej przeczytać tutaj.
Sex Story - ot lekka historyjka o tematyce friends with benefits. Jednak bardziej w takiej roli przekonuje mnie Mila Kunis i Justin Timberlake.
Charlie - przeuroczy film o niezwykle nieśmiałym i zamkniętym w sobie chłopaku, który zdobywa przyjaciół jeszcze bardziej pokręconych niż on. Dzięki niemu, spędziłam jeden z najlepszych filmowych wieczorów w ostatnim czasie.
Dzień dobry TV - przyjemny film o tematyce telewizyjnej.
Deja Vu - dobre kino sensacyjne, oryginalny pomysł no i Denzel Washington.
Piąta Fala - słabe, słabe, słabe. Pomysł dobry, ale wykonanie - film okazała się papką dla nastolatków mieląca temat pierwszej miłości. Mimo wszystko i tak mam ochotę sięgnąć po książkę, by sprawdzić, czy pierwowzór był lepszy.
Igrzyska Śmierci i Igrzyska Śmierci: W pierścieniu Ognia - bardzo dobrze zrobiona ekranizacja jednej z moich ulubionych powieści. Świetni aktorzy, chociaż jakoś ciągle nie mogę przekonać się do Peety.
Excentrycy, czyli po słonecznej stronie ulicy - teraz wiem, że jak musical to tylko z bluesem i swingiem w tle. No i genialna Dymna, której inni aktorzy mogą jedynie buty czyścić.
Co ty wiesz o swoim dziadku? - beznadziejnie głupia komedia.