czwartek, 28 maja 2015

Ron Rash „Serena” – nuda w tartaku


Na książkę Rasha napaliłam się, nie przymierzając, jak przysłowiowy „szczerbaty na suchary”. Duży wpływ miała na to recenzja ekranizacji książki, gdzie panowie z Filmwebu zachwycali się rolą Jennifer Lawrence, twierdząc, że niewątpliwie aktorka zostanie za nią nominowana do Oscara. Jednocześnie przyciągnęła mnie okładka, z której Lawrencespogląda hipnotyzującym wzrokiem. No i zapowiedzi i recenzje, które przyrównywały prozę Rasha do tej Cormacka i McCarthy’go. Miałam nawet zakupić tę książkę i całe szczęście w odpowiednim momencie pojawiła się na półce z nowościami w bibliotece, więc tego nie zrobiłam.
Muszę przyznać, że rozczarowały mnie już pierwsze strony powieści, które nieznośnie przypominały dłużące się lektury szkolne. Jak dla mnie w powieści występuje zbyt dużo, mało pasjonujących opisów. Przeszkadzały mi też przewijające się nazwiska, których nie potrafiłam do końca powiązać z postaciami. Możliwe, że to tylko moje subiektywne wrażenie, ponieważ nie mam pamięci do imion i nazwisk.  Dodatkowo sama historia wydała mi się trochę „płaska” i bez polotu. Owszem, były momenty które czytałam z zapartym tchem, ale ginęły one w monotonności całego tekstu.
Odnosząc się do bohaterów, muszę przyznać, że postaci zostały ciekawie nakreślone. Ciężko jednak było mi uwierzyć w szczerośćuczuć Pembertonów. Między innymi dlatego, że Serena ani razu nie zwróciła się do męża inaczej niż po nazwisku. Zabrakło mi natomiast opisów tytułowej bohaterki. Owszem, ciągle się przewijała, pokazywano makabryczne efekty jej działań, ale tak naprawdę miałam wrażenie, że była gdzieś obok. W moim odczuciu, bardziej ukazany został charakter i uczucia Rachel, matki dziecka Pembertona. Niemniej jednak Serena została pokazana jako kobieta wyrachowana i niezwykle okrutna. Nie bez kozery w jednej ze scen przywołano historię Fulvii, żony Marka Antoniusza. Muszę przyznać, że podczas sceny balu, Serena przypominała mi Daisy Buchanan, bohaterkę „Wielkiego Gatsby’go”, z tym że Daisy udawała głupiutką, a Serena wszem i wobec epatowała swą inteligencją. Szkoda, że tak naprawdę o cechach głównej bohaterki dowiadujemy się z rozmów pracowników Pemberton Lumber Company.
Tym, co naprawdę ujmuje w „Serenie” jest krajobraz i przyroda. Są one niemym tłem dla wszelkich wydarzeń, ale jednocześnie opisywane są na tyle żywo, że czytelnik wręcz słyszy odgłos ścinanych drzew czy tez płynącego strumienia. Dodatkowo wręcz namacalny jest klimat Stanów Zjednoczonych z początku XX wieku, czasów wielkiego kryzysu, który również opisany jest w powieści.

Podsumowując, muszę stwierdzić, że niestety się rozczarowałam. Miałam nadzieję na przeczytanie czegoś niezapomnianego, a tak naprawdę „Serena” mimo ciekawej historii jest powieścią dość tendencyjną. 

Inne wydania:







wtorek, 26 maja 2015

Drożdżówka z lodówki

Jak usłyszałam od mamy, że ma przepis na drożdżówkę, która wyrasta w lodówce, pomyślałam że oszalała. „Mamuś, ale jakim cudem ciasto wyrośnie w lodówce, jak drożdżowe potrzebuje ciepła i przykrycia ściereczką”, pytałam. A mama odpowiadała: „No nie wiem, ale ponoć super ciasto wychodzi”.
No to żeby sprawdzić to „ponoć” postanowiłyśmy przepis wypróbować. I wyszło! Wyszła jedna z lepszych drożdżówek, jakie udało nam się kiedykolwiek upiec ( każdej osobno, bo raczej wspólne pieczenie niekoniecznie nam wychodzi). Podaję więc przepis.

CIASTO:
Składniki należy wykładać do miski warstwowo, równomiernie i w następującej kolejności:
- 1 kostka drożdży (100 g) – należy rozkruszyć;
- 1 szklanka cukru ( ja jako szklanki używałam tej pokazanej na zdjęciu – sypałam do wysokości do której się nie rozszerza);
- 1 szklanka mleka;
- 1 szklanka oleju;
- 1 cukier wanilinowy;
- 4 całe jaja;
- 4 szklanki mąki (ja swoją przesypywałam przez sitko).

Tak ułożone składniki wraz z miską, w której leżą wstawiamy ostrożnie do lodówki na 2 godziny.
Po tym czasie nasze ciasto wyglądać powinno mniej więcej tak:





Następnie wszystkie składniki przy pomocy łyżki (najlepiej drewnianej) trzeba dokładnie ze sobą wymieszać (żeby nie pałętała się gdzieś przypadkiem sucha mąka). Tak wymieszane ciasto wylewamy do blachy wyłożonej papierem do pieczenia lub wysmarowanej masłem. Na ciasto położyć plamy dżemu, następnie owoce. 



Całość posypać kruszonką przyrządzoną w następujący sposób:

KRUSZONKA:
- 100 g mąki;
- 60 g cukru;
- 50 g masła;
- 1 łyżeczka cukru wanilinowego.

Wszystkie składniki ugniatamy razem. Można ugnieść w jedna dużą kulkę, a na ciasto odrywać z niej kawałki. Ja osobiście łączę małe kawałeczki ze sobą i rzucam na ciasto. Pieczemy 40 minut w 180oC, aż ciasto się zarumieni. 
Smacznego :)





środa, 20 maja 2015

Wyprzedaż książek we wrocławskiej bibliotece


Dla tych co są z Wrocławia bądź okolic mam informacje o nie lada gratce. Biblioteka Publiczna im. Stanisława Mikulskiego postanowiła zorganizować wyprzedaż. Od poniedziałku 18 maja do piątku 22 maja wyprzedawane są różnorakie tytuły z takich działów jak: beletrystyka, literatura angielska, literatura niemiecka czy popularnonaukowa. Warto, bo idzie wygrzebać ciekawe książki, a dodatkowo cena każdego egzemplarza to tylko 3 zł. Oprócz książek można nabyć archiwalne gazety, płyty winylowe, kasety magnetofonowe i filmy na DVD. Poniżej prezentuję tytuły, które udało mi się „wyhaczyć”.




1. Nasza zagroda - książka dla maluchów; 2. Kate Brian "Impreza zamknięta"; 3. Frances Mayers "Pod słońcem Toskanii"; 4. Peter Stamm " Agnes"  

Jeszcze udało mi się zakupić podręcznik do angielskiego wraz z książką dla nauczyciela. 



niedziela, 17 maja 2015

Joshilyn Jackson „Bogowie Alabamy”, czyli jak łatwo złamać dane słowo



„Bogowie Alabamy” przedstawiają historię układów. Do końca jednak nie wiadomo o jaki układ chodzi. Arlene przekonana, że zabiła gwiazdę szkolnej drużyny piłkarskiej Jima Beverly’ego, zawiera układ z Bogiem.  Obiecuje, że przestanie kłamać, nigdy nie wróci do Posset i skończy z rozwiązłym seksem. Oby tylko ciało chłopaka nie zostało odnalezione. Kiedy po latach dopadają ją demony przeszłości, dziewczyna jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki postanawia  złamać  te pozornie twarde obietnice, które z taką starannością dotrzymywała przez lata. W dalszej części powieści czytelnik dowiaduje się w jaki sposób jej zachowanie wpływa nie tylko na relacje z jej rodziną i przyjaciółmi z Alabamy, których nie widziała przez lata, ale także czy demony przeszłości będą w stanie zniszczyć układ z jej partnerem.

Co najciekawsze, na początku powieści poznajemy kulminację historii zaczynającą się od słów „Alabama ma swoich Bogów: jackadaniel'sa, gwiazdorów szkolnych drużyn futbolowych, pikapa i wielkie cycki, jak również Jezusa. Ja zabiłam jednego z nich” Dopiero później dowiadujemy się  jak do tego doszło. Okiem obserwatora widzimy jak Arlene się zmieniała, znamy jej myśli przeżycia. Poznajemy rodzinne tajemnice.

Trzeba przyznać, ze postaci są bardzo wyraziste. Mają mocne charaktery, chociaż powierzchownie wydają się kruche i delikatne. Zarówno Arlene, jak i jej ciotka zaciekawiają swoją osobowością. Smaczku całej historii dodaje postać chorującej na ciężką depresję i nerwicę mamy dziewczyny oraz podziwianej przez nią kuzynki.

Powieści Joshilyn Jackson, jak dla mnie, mają  w sobie „to coś”. Może to opisy bohaterów, może ciekawa historia, może tajemnica, która zawsze jest w nich zawarta. A może to, że ukazana w nich historia naprawdę wciąga. „Bogów Alabamy” po prostu pochłonęłam i nie byłam w stanie się od nich oderwać.