czwartek, 28 stycznia 2016

Co robimy w ukryciu





Viago, Vladislav, Deacon i Petyr wynajmują razem mieszkanie w kamienicy. Viago ma zamiłowanie do falbaniastych koszul, Deacon lubi spać w szafie, Vladislav uprawiać dzikie orgie, a Petyr czuje się najlepiej zamknięty w sarkofagu w piwnicy. Dziwne? Niekoniecznie, skoro jest się wampirem i wyraziło się  zgodę na nagranie dokumentu o swoim życiu.

Tak mniej więcej przedstawia się scenariusz filmu Co robimy w ukryciu w reżyserii Taika Waititi oraz Jemaine Clementa. Filmu, który zdecydowanie ciężko zaklasyfikować do jakiegokolwiek gatunku. Z reguły obrazy o wysysaniu krwi z ciał ofiar powinny być horrorami. No właśnie – powinny, ale co tu zrobić, gdy takie sceny zamiast straszyć – bawią? Jak tu się nie śmiać, gdy parusetletni wampir rozkłada wokół swojej ofiary gazety, by ta nie zabrudziła sofy w salonie swoim osoczem? Jeśli miałabym określać gatunek to Co robimy w ukryciu wpisałabym w nurt dokumentalizowanego pastiszu horroru zabarwionego czarnym jak smoła humorem.

Poprzez obraz Waitiego i Clementa przewija się gama nieszablonowych bohaterów. Poczynając od wampirów przesadnie pedantycznych i ułożonych, poprzez typową postać wampira średniowiecznego, który wygląda, jakby był członkiem rodziny Addamsów (Nosferatu), a kończąc na wampirach bawidamkach i hulakach. Występują również nawiązania do postaci historycznych – Vladimir jest nikim innym jak Vladem Palownikiem, czyli powszechnie znanym Draculą. Film w sposób prześmiewczy ukazuje zmagania naszych bohaterów z codziennym życiem – ich rozterki, dylematy, pragnienie oraz spotkania, również z przedstawicielami innych ras. 

Muszę przyznać, że tak dziwacznego obrazu nie widziałam, jak żyję. Świadczy to przede wszystkim o tym, że Co robimy w ukryciu jest filmem nieszablonowym, który zdecydowanie zachwyca. Jest powiewem świeżości na smutnej scenie filmów o wampirach i wilkołakach, a twórcom należą się brawa za pomysł nagrania paradokumentu, który wygląda mniej więcej tak, jakby kamera z Paranormal Activity przez pomyłkę znalazła się w mieszkaniu naszych bohaterów.

Obejrzenie Co robimy w ukryciu było dla mnie niekwestionowaną przyjemnością. Film polecam wszystkim poszukującym czegoś nowego w kinie, fanom czarnego humoru i filmów, które ciężko zakwalifikować do jakiejkolwiek kategorii. Przecież właśnie to stanowi o ich wartości. 


Data premiery: 27 lutego 2015 (Polska)
Tytuł oryginału: What We Do In The Shadows
Reżyseria: Taika Waititi, Jemaine Clement
Gatunek: Horror, komedia, pastisz, paradokument

wtorek, 26 stycznia 2016

Jak być nastolatką w PRL-u i nie oszaleć - Małgorzata Musierowicz "Szósta klepka"





Jeżycjada przypomina mi o dzieciństwie i wchodzeniu w dorosłość. Książkami Musierowicz zaczytywałam się po kilka razy i utożsamiałam z bohaterkami, mimo że  żyły one w innych niż ja czasach – PRL-u. Autorka jednak jak nikt inny potrafiła ukazać, że niezależnie od tła politycznego, problemy nastolatków zawsze będą tożsame, wszyscy przeżywają pierwsze miłości, rozterki i niepewność. Do cyklu postanowiłam wrócić po latach, by przekonać się czy dalej będzie mnie fascynował tak jak kiedyś.  

W pierwszym tomie zapoznajemy się z Cesią Żak i jej niezwykle pozytywną, zwariowaną rodziną. Główna bohaterka stanowi jej podporę, oprócz nauki w liceum, gotuje, sprząta i właściwie zajmuje się domowymi sprawunkami. Dziewczyna ma tyle spraw na głowie, że właściwie ówcześnie żyjący człowiek popukałby się czoło twierdząc, że dziecko pochodzi z uciśnionej, patologicznej rodziny. Życie młodzieży w latach 70-tych bardzo różniło się od tego dzisiejszego. Większość czasu zajmowały im obowiązki, głównie domowe, a nie przyjemności. Mimo wszystkich nałożonych na siebie, często z poczucia obowiązku, zajęć, Cesia pozostaje niezwykle miłą, pomocną i uśmiechniętą nastolatką. Niestety dziewczyna potrafi dostrzegać w sobie jedynie kompleksy – zbyt grube łydki, piegowatą pucołowatą buzię, czy dziecinny wygląd. Nie wie, że codziennie w drodze do szkoły podąża za nią kolega z klasy Jerzy Hajduk, któremu jej łydki niezwykle przypadły do gustu, a pucołowata buzia wydaje się najmilsza na świecie. 

Musierowicz jest mistrzynią w tworzeniu obrazu postaci. Pokazuje ludzi o różnorodnych upodobaniach, zachowaniu. Z wielką łatwością nakreśla nie tylko przeżycia nastolatków, ale również obraz wielopokoleniowej rodziny zamieszkującej kamienicę przy Słowackiego. Szósta klepka tętni życiem z każdej zapisanej strony, z każdego wręcz zdania. Rozśmieszają teatralne kłótnie rodziny Żaków, czy niezwykłe, acz piekielnie inteligentne psoty najmłodszego członka rodziny - Bobcia.

Bałam się powracania do dzieciństwa. Myślałam, że swoim dorosłym spojrzeniem zniszczę historie, które tak przecież ukochałam w dzieciństwie. Zupełnie niepotrzebnie, bo muszę przyznać, że powtórnie zakochałam się w Szóstej klepce i znowu wiem, jak to jest czuć książkowego kaca. Najbardziej w całej historii spodobała mi się nieprzeciętna inteligencja z jaką została napisana. Nawiązania do literatury, fizyki, czy też innych dziedzin wtrącone są lekko, ale w taki sposób, że aż się chce sięgnąć po Wykłady z fizyki Feynmana, czy zapoznać z klasyczną literaturą francuską.

Podsumowując muszę stwierdzić, że niezwykle cieszę się ze swojego powrotu do dzieciństwa. Musierowicz jest i pozostanie dla mnie królową literatury młodzieżowej, tej z najlepszego gatunku, inteligentnej, pokazującej, że nastolatki to osoby niezwykle wartościowe. 


Liczba stron: 188
Data wydania: styczeń 1977 r.
Wydawnictwo: AKAPIT PRESS

Książka bierze udział w wyzwaniach:




Książka autora o takich samych inicjałach.





czwartek, 21 stycznia 2016

Laini Taylor "Sny bogów i potworów cz.1"




Po Sny bogów i potworów cz.1 sięgałam z niejakim lękiem i obawą, czy ta książka sprosta moim dość wygórowanym oczekiwaniom, ponieważ autorka w poprzednich tomach nakreśliła niezwykle wciągającą historię. Ze spokojnym sumieniem mogę stwierdzić, że cykl trzyma swój poziom, a nawet z każdym kolejnym tomem staje się coraz lepszy.

Wrogie dotąd wojska potworów i aniołów postanawiają zawrzeć sojusz. Pomijając Karou i Akivę, dla obu stron jest to ostateczność i trudna do zniesienia, smutna rzeczywistość. Nic jednak tak nie jednoczy jak nadchodząca wojna, szczególnie wtedy gdy wokół głównych bohaterów piętrzą się same problemy, a za plecami czai się wróg. Karou zmaga się tworzeniem planów na nadchodzące starcie, a Akiva stara się doprowadzić do porządku żołnierzy swojego oddziału. Tymczasem dochodzi sprawa Wilka oraz tajemniczej obecności czającej się przy Akivie. 
Laini Taylor przyzwyczaiła już czytelników, że wykreowany przez nią świat nie wpisuje się w ogólnie przyjęte schematy. Tutaj nic nie jest czarne albo białe. Potwory nie są złe, to anioły w przeważającej większości stanowią okrutną rasę. Szczególnie uderza opis ich zachowania, kiedy wdrażają w życie swój przebiegły plan wykorzystania ludzi. 

Niezwykle cieszy rozwijanie opisu postaci, które do tej pory stanowiły jedyne tło całej historii. Tym razem zapoznajemy się z Liraz i jej uczuciami, które głęboko skrywa pod powłoką pozornie twardej, silnej i nieustępliwej anielicy. Mamy okazję zapoznać się też z Zirim, który do tej pory pojawiał się jedynie w wątkach powieści. 

Niezwykle cieszy też powrót wątku miłosnego. Co prawda, nie jest on tak rozbudowany jak  w pierwszym tomie, ale dzięki temu dodaje on całej historii emocjonującego zabarwienia i nie zakłóca wątku pierwszoplanowego, czyli przygotowań do wojny. 

Taylor powraca też do schematu z pierwszej części, wprowadzając na karty powieści nową postać – Elizę, o której wiadomo jedynie tyle, że pracuje w laboratorium i prawdopodobnie jest w jakiś sposób związana z aniołami.    

Historia przedstawiona w tej części porusza bardzo ważny temat wzajemnej akceptacji, która tak naprawdę zależy tylko od nas samych. Bohaterowie, a z nimi czytelnik może się zastanowić nad kwestią, czy tylko ze względu na wygląd można skazywać kogoś na banicję społeczną. Autorka nieśmiało podpowiada, że warto czasami łamać konwenanse, bo nigdy nie wiemy co może nas spotkać. Zresztą te łamane są przez nią już od pierwszego tomu, gdzie można było przeczytać o romansie anioła z diablicą.


Sny bogów i potworów cz.1 są jak cisza przed burzą. Akcja rozwija się powoli, stopniowo nadając bieg toczącej się historii. Czynione są wielkie plany, wskazywane są militarne zamiary, można śledzić działania obu ze zwaśnionych stron, co wyróżnia ten tom spośród pozostałych. Zbyt poważne sytuacje w dalszym ciągu są rozładowywane niezwykle sympatycznymi żartami Mika i Zuzany (czy tylko ja mam wrażenie, że w poprzednich częściach była to Zuzanna a nie Zuzana?).  Nie mogę też nie wspomnieć, że znowu podróżujemy po świecie. Praga została na dobre opuszczona, ale na kartach powieści pojawia się Maroko, Waszyngton i Watykan.

Zdecydowanie mogę podkreślić, że w dalszym ciągu Córka dymu i kości stanowi jeden z moich ulubionych cykli młodzieżowych. Według mnie pozostaje on jedną z najbardziej barwnych powieści, jakie kiedykolwiek dane mi było czytać. W związku z tym z niecierpliwością czekam, aż uda mi się dostać w swoje ręce kolejną część i poznać zakończenie historii Karou i Akivy.  



Tytuł oryginału: Dreams of Gods and Monsters
Liczba stron: 304
Data wydania: 2 czerwca 2015 
Wydawnictwo: Amber


Książka bierze udział w wyzwaniu:



poniedziałek, 18 stycznia 2016

Najlepsze i najgorsze książki minionego roku

Z dość dużym poślizgiem chciałam przedstawić listę pięciu najlepszych i pięciu najgorszych książek, jakie dane mi było przeczytać w 2015 roku. Muszę przyznać, że zeszły rok obfitował w dobrą literaturę i rzadko trafiałam na gorsze pozycje, które mnie rozczarowały.






Księżyc Myśliwych K.Krenz, J. Bielak
Recenzja tutaj

Tajemnicza, delikatnie mroczna, przesączona skandynawską magią książka, mimo że wydarzenia rozgrywają się na wyspie niemieckiej. Księżyc myśliwych z jednej strony jest kryminałem, ale nie takim twardym, męskim, lepiej wpisuje się w schemat literatury obyczajowej, z dobrze nakreślonymi postaciami.








Na Hester Street Topnieje śnieg D.Waugh
Recenzja tutaj


Powieść osadzona w latach 20-tych ubiegłego wieku. Pełna hollywoodzkiego przepychu, bali, muzyki, ale też krachu na giełdzie, biednej klasy robotniczej i nadziei na lepsze jutro. Książka jest pełna sprzeczności, ale w dobrym znaczeniu tego słowa. Historia w niej zawarta uczy, że nadzieja jest jak matka i nie powinna umierać, nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi.









Siostrzyca J.Harding
Recenzja tutaj

Mroczna historia umiejscowiona w równie mrocznym dworze Blythe, relacjonowana przez niezwykle oczytaną, nastoletnią Florencję. Czy duchy przeszłości mogą pozostawiać trwałe ślady w naszym umyśle, czy jawa jest w stanie mieszać się ze snem tak, by nie sposób było odróżnić jedno od drugiego? Rozwiązanie tej zagadki funduje nam Harding w swojej powieści.









Echa pamięci K.Webb

Właściciel galerii sztuki wyrusza do miejscowości, gdzie jego ulubiony malarz zwykł spędzać wakacje. Nawet nie podejrzewa na jakie tajemnice się natknie i jakie duchy przeszłości wskrzesi.











List z powstania A.Klejzerowicz

O tym, jak przeszłość potrafi kłaść się cieniem na życie przyszłych pokoleń napisała Anna Klejzerowicz. Natykanie się na mylne tropy, fałszywe poszlaki i stare dokumenty stanowi codzienność bohaterek powieści, a finał jest tak niespodziewany, że nie sposób się go domyślić.












Lawendowy pokój N.George
Recenzja tutaj

Pani George usilnie starała się być Coehlo w spódnicy. Efekt wyszedł mizerny, przerysowany i z całkiem intrygującej powieści, Lawendowy pokój przerodził się w parodię samego siebie. 











Jamnik z kluskami O.Trzececka
Recenzja tutaj

Od pierwszej strony wiedziałam, że z tą książką się nie polubimy. Jestem jednak książkową męczennicą i dobrnęłam do końca. Ani na chwilę nie zmieniłam zdania. Niestety wspaniały, dowcipny tytuł zawierał bardzo marną treść.










Podziemny labirynt J.Rollins
Recenzja tutaj

Podziemny labirynt zapowiadał się ciekawie i intrygował, mniej więcej do połowy swej objętości, kiedy autor postanowił opisać dzikie teorie, których nie będę przytaczać, co by przypadkiem nie zaspojlerować treści. Cóż, szkoda zmarnowanego potencjału.







Eleonora i Marianna E.Tennat
Recenzja tutaj

Mam do napisania tylko tyle: Emma Tennat zdecydowanie oduczyła mnie sięgania po współczesne kontynuacje klasycznych powieści. 








Serena R.Rash

Wiem, że niektórzy uwielbiają tę książkę. Serena niczym prawdziwa Lady Makbet stepowych lasów robi wrażenie. Jest  jedyną kobietą, której boi się cały zastęp robotników. Historia wspaniała, napisana niczym wielkie klasyki, tylko… ja się po prostu nudziłam ją czytając. Serena to wspaniała, monumentalna opowieść i absolutnie nie umniejszam talentowi autora, czy samej treści, jednak ja się nią po prostu rozczarowałam. 









piątek, 15 stycznia 2016

Karnawałowa rozdawajka

Póki trwa karnawał, wszyscy mile wspominają błogie lenistwo na początku Nowego Roku i trzymają się swoich noworocznych postanowień. Postanowiłam do tej szczypty radości dorzucić swoją cegiełkę i zorganizować pierwszą rozdawajkę na moim blogu. Jako że styczeń to dla mnie zawsze bardzo miły miesiąc pełen rodzinnych imprez i jakoś tak się złożyło, że wielu moich bliskich, w tym ja, mamy w tym okresie urodziny, będzie mi miło obdarować prezentem również kogoś z czytelników mojego bloga. Do wygrania jest powieść Elisabeth Gaskell "Północ i południe" oraz książkowy gadżet - niespodzianka. Zasady są proste, regulamin znajduje się poniżej, więc zapraszam.

Baner konkursowy:




Regulamin Karnawałowej rozdawajki na www.atociwynalazek.pl:

1) Organizatorem jestem ja, autorka bloga atociwynalazek.blogspot.com.

2) Można wygrać książkę Elisabeth Gaskell „Północ i południe” oraz książkowy gadżet – niespodziankę. Książka pochodzi z mojej biblioteczki i była przeze mnie raz czytana.

3) W konkursie wygrywa jedna osoba.

4) Rozdawajka trwa od 15.01.2016 do 10.02.2015 do godziny 23:59. Zgłoszenia nadesłane po tym terminie nie zostaną przyjęte.

5) Warunkiem uczestnictwa jest bycie lub dołączenie do obserwatorów bloga i/lub Facebooka (tutaj) oraz udostępnienie podlinkowanego do tego postu banera konkursowego (obraz widoczny powyżej) na swoim Facebook'u/G+/blogu.

6)W zgłoszeniu (w komentarzu pod tym postem), trzeba podać pod jakim nickiem obserwuje się blog atociwynalazek.blogspot.com, i/lub Facebook'a oraz swój adres e-mail.

7) Zwycięzca zostanie wyłoniony w drodze losowania.

8) Wyniki konkursu zostaną opublikowane w osobnym poście, w ciągu 3 dni od daty zakończenia rozdawajki.

9) Do rozdawajki może zgłosić się każdy posiadający adres korespondencyjny na terenie Polski. Nie wysyłam nagrody za granicę.

12) Zwycięzca zostanie poinformowany o wygranej mailowo. W razie braku odpowiedzi na mojego maila z wynikami konkursu w przeciągu 5 dni, wylosowana zostanie kolejna osoba.



WZÓR ZGŁOSZENIA:

Obserwuję blog jako:
Obserwuję Facebooka jako:
Mój mail:
Udostępniam baner (podać link do miejsca, gdzie się go udostępnia):



Zapraszam do wzięcia udziału i życzę powodzenia.





wtorek, 12 stycznia 2016

POWRÓT DO DZIECIŃSTWA: Astrid Lindgren


W ramach własnego wyzwania czytelniczego – POWRÓT DO DZIECIŃSTWA, postanowiłam rozpocząć cykl mini-felietonów opisujących życie i twórczość autorów książek, które dla mnie wiele znaczyły i do dziś stanowią moją wielką fascynację. Wracając myślami do ulubionych powieści z tamtego okresu, jedną z pierwszych, jaka przyszła mi do głowy były niezapomniane Dzieci z Bullerbyn. Jak ja się chichrałam przy niej, jak się dobrze bawiłam i marzyłam, żeby żyć w takich domkach jak tytułowe dzieci, biegać i robić takie psoty jak one. Zatem pierwszym autorem, o jakim będę pisać będzie Astrid Lindgren.

Astrid pochodziła z niezbyt bogatego, acz dobrego domu. Po zakończeniu gimnazjum w nagrodę za celujące świadectwo mogła odbyć staż w lokalnej gazecie. Doświadczenie to zakończyło się fatalnie – 18-letnia wówczas Astrid zaszła w ciążę, a ojciec jej dziecka, sporo od niej starszy redaktor naczelny,  udawał, że sprawa go nie dotyczy. Ostatecznie rodzice pisarki wręczyli jej pieniądze i wysłali w podróż do Sztokholmu. Niestety otrzymana pomoc wystarczyła jedynie na wynajęcie pokoju, a w innych kwestiach Astrid była zdana jedynie na siebie. Dopiero po latach wypowiedziała się na temat tego okresu w swoim życiu:
 W dzisiejszych czasach można mieć dzieci ślubne i nieślubne i nie gra to żadnej roli, ale w połowie lat dwudziestych, gdy mnie 'przytrafiło się nieszczęście', całe Vimmerby (miasteczko, w którym pisarka mieszkała) było wstrząśnięte bardziej, niż wtedy, gdy Gustaw Waza odebrał miastu prawa miejskie. (…) Moi rodzice byli naturalnie zdruzgotani, ale nie robili mi żadnych wyrzutów. Uważali tylko, że jeśli koniecznie musiałam zajść w ciążę, to ojcem dziecka powinien być ktoś inny.
W Sztokholmie wiodło się Astrid tragiczne. Usłyszała w końcu o pracownicy społecznej Evie Aden, która załatwiła jej poród w szpitalu Riget, gdzie nie informowano władz o porodzie niezamężnej nastolatki i nie zabierano jej dziecka. Za namową Evy, pisarka oddała swojego synka pod opiekę Dunce, która już takimi dziećmi się zajmowała i z jej pomocą dostała się na kurs dla stenotypistek. Dzięki jego ukończeniu mogła dostać posadę sekretarki, a do syna jeździła, kiedy mogła. Nie minęło dużo czasu, gdy jeden z jej pracodawców – Sture Lindgren oświadczył się, a jego fascynajcji Astrid nie zmącił nawet fakt, że kobieta miała nieślubne dziecko. Jako mężatka mogła już swobodnie odwiedzać rodziców.
W 1944 roku Astrid skręciła kostkę. To wydarzenie unieruchomioło szaloną i niezwykle wysportowaną do tej pory kobietę w domu (wspinała się z dziećmi po drzewach). Zaczęła więc spisywać historie, jakie wymyślała swoim dzieciom na dobranoc. Tak powstały Zwierzenia Britt-Marie, które Astrid przesłała na konkurs wydawnictwa literackiego Rabén&Sjögren, który niespodziewanie wygrywa, a jej powieść uratowała wydawnictwo, które znajdowało się o krok od bankructwa. Następnie wydano „Pippi Pończoszankę”, która od razu stała się bestsellerem. 

Astrid, mimo sukcesu, żyła skromnie, a pieniądze rozdawała rodzinie i potrzebującym. 
Pozostawała sprawna umysłowo i fizycznie do późnych lat – nawet po 70-ce skakała po drzewach i odpisywała dzieciom na ich listy. Jedne z nich udokumentowano w książce Twoje listy chowam pod materacem. Astrid pozostawała jednak osobą skrytą i dopiero pod koniec zycia wyjawiła pewne fakty o sobie, np. że nie była nigdy zakochana oraz, że współpracowała ze szwedzkim wywiadem podczas wojny.

Lindgren została pełnokrwistą feministką, zaniepokojoną sytuacją całej rzeszy biednych dzieci i losem zwierząt, ale też nie przejmującą się opinią innych o sobie. Zapewne właśnie to pozwoliło jej pozostawać sobą i zyskać powszechny szacunek.

Astrid Lindgren zmarła w wieku 94 lat we śnie. W kondukcie żałobnym za trumną szła dziewczynka z warkoczykami prowadząca białego konia, bo takie było ostatnie życzenie Lindgren. Pisarka odeszła cicho, ale żyła według własnych zasad i według tego, co kiedyś powiedziała 

Trzeba żyć tak, żeby nie przyzwyczaić się do śmierci. Tak myślę, tra la la!

Spis książek (lista jest iście imponująca):


Cykl: Detektyw Blomkvist



Cykl: Dzieci z Bullerbyn



Cykl: Emil ze Smalandii


Cykl: Ja też


Cykl: Karlsson z dachu


Cykl: Lotta z ulicy Awanturników


Cykl: Madika z Czerwcowego Wzgórza


Cykl: Pippi Pończoszanka


Cykl: Rasmus




Dla starszych czytelników: cykl o Kati



Pojedyncze książki i zbiory opowiadań: 

 

 

 

 




Biografie Astrid Lindgren


Dodatkowo 10 lutego 2016 roku w Polsce nakładem Wydawnictwa Nasza Księgarnia ukaże się książka Astrid Lindgren Dzienniki z lat wojny.


W Polsce książki Astrid Lindgren zostały wydane nakładem wydawnictw:









Czy wybraliście książki do powrotu? Parę z Was deklarowało, że to dobry pomysł powrócić do powieści, które w jakiś sposób nas ukształtowały. Może sięgniecie po coś z twórczości Astrid Lindgren?



--------------------------------------------------------------------------------------
Post powstał na podstawie:
- http://astridlindgren.naszaksiegarnia.pl;
- https://pl.wikipedia.org/wiki/Astrid_Lindgren;
- http://www.styl.pl/magazyn/news-asteroida-lindgren,nId,1873978;
- http://www.styl.pl/magazyn/news-astrid-lindgren-jakiej-nie-znamy,nId,1723323