piątek, 31 stycznia 2020

Recenzja przedpremierowa- "I żyli długo i szczęśliwie" C.C.MacDonald



Domestic thriller to jeden z moich ulubionych gatunków. Uwielbiam zaglądać za drzwi mieszkań bohaterów, wnikać w ich codzienne sprawy, odkrywać tajemnice pozornie normalnego życia. Gdy więc dane mi bylo przedpremierowo przeczytać I żyli i szczęśliwie  C.C.Macdonalda, nie zastanawiałam się ani chwili.

Naomi i Chris wraz z córeczką Prue wyprowadzili się do nadmorskiej miejscowości, gdzie remontują swój pierwszy wspólny dom. Bezskutecznie starają się o drugie dziecko, coraz częściej dochodzi między nimi do kłótni i spięć. Naomi nie chce rozmawiać ze swoim mężem, tematykę go przedmiotowo, czuję się samotna w związku. W końcu ulega Seanowi, ojcu kolegi Prue, poznanemu w żłobku. Nagle okazuje się, że jest w ciąży. Nie wie jednak kto jest ojcem dziecka. Tymczasem w domu i jego otoczeniu zaczynają dziać się niepokojące rzeczy.


Powieść w  naszej głównej mierze stanowi przemyślenia głównej bohaterki, mało tutaj mrożącej krew w żyłach akcji i motywów rodem z thrillera. Autor nakreślił losy rodziny, która pod płaszczykiem idealności i bogactwa skrywa dysfunkcyjność i liczne pęknięcia. Jednak moim zdaniem portrety bohaterów zostały dobrze przygotowane. Osobiście lubię zaglądać do ludzkiego umysłu, zadziwiać się w jaki sposób może funkcjonować. Zadziwiało mnie jak szybko postaci wyzbywamy się wyrzutów sumienia, odrzucały cenione na co dzień wartości, czuły się nieszczęśliwe z błahych powodów. Z fascynacja wnikałam w umysły postaci tak różnych ode mnie, odrzucających wartości, które ja na co dzień stawiam na piedestale.

 MacDonald udowodnił, że potrafi budować zastanawiające postaci. Co prawda, już dawno nie spotkałam się z tak irytującą główną bohaterką, jednak prawdopodobnie chęć zrozumienia jej postępowania pchała mnie do przewracania kolejnych stron.
Naomi bowiem to kobieta skupiona jedynie na sobie i swoich planach, nie bacząca  na nikogo, mimo bycia matką i żoną. Wymyśliła sobie życie, datę ślubu, datę zajścia w ciążę, datę urodzin dzieci. Nieustannie czepia się męża, gdy za mało pracuje jest źle, gdy za dużo też jest źle. Przyznam, że facet ma stalowe nerwy albo po prostu lubi być popychadłem. Dobitnie o charakterze Naomi świadczą słowa jej męża, gdy ten traci w pewnym momencie rezon:


Robię to dla rodziny, jakiej chciałaś, którą dostałaś dokładnie wtedy, kiedy chciałaś, ponieważ cały świat zapadłby się w sobie, gdyby Naomi nie dostała dokładnie tego, czego chce, dokładnie wtedy, kiedy chce, niezależnie od tego czy diablo wezmą moją karierę, czy nie.

Przyznaję, że dość długo zajęło mi wciągnięcie się w fabułę, jednak kiedy już się to stało, książkę czytało mi się dobrze i byłam ciekawa ostatecznego rozwiązania, które uważam za satysfakcjonujące. Ostatecznie uważam, że to niezła powieść, szczególnie dla czytelnika lubujacego się w powieściach obyczajowych i psychologicznych.

Tytuł: I żyli długo i szczęśliwie
Tytuł oryginału: Happy Ever After
Autor: C.C. MacDonald
Tłumaczenie: Monika Bukowska
Data wydania (Pl): 12 lutego 2020
Liczba stron: 408
Wydawnictwo: Otwarte


wtorek, 28 stycznia 2020

Recenzja premierowa - "Ktoś, kogo znamy" Shari Lapena



Shari Lapena zdobyła spore grono czytelników dzięki swoim poprzednim powieściom: Parze zza ściany, Niechcianemu gościowi czy Nieznajomej w domu. Dzisiaj premierę ma jej kolejny thriller Ktoś, kogo znamy.

W Aylesford dochodzi do nocnych włamań. Jednak mieszkańcy odwiedzanych domów nie mają o nich pojęcia do czasu aż otrzymują anonimowy list od matki włamywacza, informujący ich o tym zdarzeniu. Dodatkowo zostaje zamordowana właścicielka jednego z domów, do którego uprzednio się włamano i sprawy zaczynają się mocno komplikować.

Książka  Lapeny wciąga już od pierwszych stron i najlepiej zarezerwować sobie trochę czasu na jej czytanie, bo nie sposób odłożyć tej książki aż do zamknięcia końcowej części okładki. Jest to po trosze domestic thriller, jednak nie rozciągający się tylko na małżonków zamieszkujących w jednym domu, a na całe sąsiedztwo. Atmosfera książki poniekąd przypominała mi jeden z moich ulubionych seriali Gotowe na wszystko.

Linia fabularna powieści jest początkowo mocno poszarpana. Co rozdział pojawiają się nowe wątki, wprowadzane są nowe postaci. Wzmaga to ciekawość, bo dodatkowo jako czytelnicy, praktycznie ze strony na stronę dowiadujemy się nowych rewelacji, które diametralnie zmieniają postrzeganie niektórych osób. Dodatkowo niemałą zagadkę stanowi odnalezienie mordercy. Pikanterii dodaje fakt, że autorka miesza w fabule, sprawnie myli wątki i do samego końca nie wyjawia prawdy. Ostatnie zdania książki, zawarte już w epilogu, stanowią niemałe zaskoczenie. 

Lapenie udało się zbudować małomiasteczkowy klimat, ukazać bliskie relacje sąsiedzkie będące jedynie ułudą. Każdy skrywa jakiś sekret, nikt nie jest kryształowo czysty, a wydarzenia nie są takimi, jakimi mogłyby się wydawać. Autorka ciekawie nakreśliła postaci, pokazała jak ich charaktery zmieniają się pod wpływem zagrożenia i nerwów. 

Ktoś, kogo znamy to moim zdaniem dobrze napisany thriller. Czyta się go z wypiekami na twarzy, dynamika scen i zmiany narracji mocno się do tego przyczyniają. Książka idealna dla każdego fana gatunku.



Tytuł: Ktoś, kogo znamy
Tytuł oryginału: Someone We Know
Autor: Shari Lapena
Tłumaczenie: Piotr Kuś
Data wydania (Pl): 28 stycznia 2020
Liczba stron: 336
Wydawca: Zyska i S-ka


Recenzja napisana dla bookhunter.pl Za egzemplarz powieści dziękuję wydawnictwu Zysk i S-ka

czwartek, 23 stycznia 2020

Tam i z powrotem - "Cynamon, kłopoty i ja" Dagmar Bach




Pierwszy tom Cynamonowej trylogii totalnie mnie zauroczył. Książka spodobała mi się na tyle, że z niecierpliwością wyczekiwałam kolejnej części, mimo tego, że nastolatką już dawno nie jestem, a książka docelowo dla tej grupy wiekowej jest przeznaczona.


W drugim tomie Vicky znowu musi zmierzyć się z przeskokami do innego wymiaru. Tym razem poznaje kolejny i razem ze swoją przyjaciółką wymyśla listowy system komunikacji z inną wersją siebie. W poprzednim tomie, nasza główna bohaterka irytowała się zmianami wprowadzanymi w jej życie, tym razem to ona miesza w życiu dziewczyny, z którą się zamienia.

W realnym świecie natomiast Vicky zaczyna na poważnie umawiać się z Konstantinem, jej ciotka szuka miłości życia, do pensjonatu dziadków wprowadza się nawiedzona Rozalia, a jej mama zaczyna widywać się z burmistrzem. Dodatkowo Vicky odbywa praktyki zawodowe w piekarni.

Po przeczytaniu Cynamonu, kłopotów i mnie utwierdziłam się w przekonaniu, że warto było czekać na kolejną część tego cyklu. Autorka po oraz kolejny porwała mnie swoim poczuciem humoru i szaloną konstrukcją świata przedstawionego. Książka jest niesamowitą komedią pomyłek. Podróże Vicky odbywają się zawsze w najmniej oczekiwanym momencie, co komplikuje niesamowicie jej życie, a w czytelniku wzbudza niepohamowaną wesołość.


Uwielbiam absurdalność humoru Dagmar Bach. Autorka ma talent do tworzenia niezwykłych historii, tych mogących się przydarzyć każdemu i tych całkowicie fantastycznych, które rozbawiają do łez i sprawiają, że przez książkę brnie się z przyjemnością.

Bardzo podoba mi się także zróżnicowana konstrukcja bohaterów. W tym tomie mogliśmy nieco więcej dowiedzieć się o ojcu Vicky. Poza tym dokładniej poznajemy Konstantina, ciocię Polly, a także mamy okazję przeczytać o zupełnie nowych bohaterach.

Autorka nie zdradza za wiele, dalej nie wiem czemu Victoria przeskakuje do innych wymiarów. Dzięki temu niesamowicie wzrasta apetyt na ostatni tom trylogii.

Cynamon, kłopoty i ja Dagmar Bach to fantastyczna kontynuacja. Powieść jest wspaniałe skonstruowana i zawiera wszystkie elementy, którymi oczarował mnie pierwszy tom. Jeśli jeszcze tej książki nie znacie, a lubicie prozę podobną do twórczości Kerstin Gier to nie macie na co czekać. To zdecydowanie książka dla was.


Tytuł: Cynamon, kłopoty i ja
Tytuł oryginału: Zimt und Zuruck
Autor: Dagmar Bach
Tłumaczenie: Anna Urban
Data wydania (Pl): 18 września 2019
Liczba stron: 384
Wydawnictwo: Media Rodzina



Recenzja napisana dla portalu bookhunter.pl



Za egzemplarz powieści dziękuję księgarni internetowej gandalf.com.pl

środa, 22 stycznia 2020

Książkowe podsumowanie roku 2019

Połowa stycznia za nami, a ja w końcu zabrałam się za czytelnicze podsumowanie roku 2019. Pewnie jestem jedną z ostatnich osób lub rzeczywiście ostatnią, która takie podsumowanie robi. Udało mi się przeczytać 90 książek, co jest dla mnie wynikiem ponadprzeciętnym i nigdy taka liczba lektur przez moje ręce się nie przewinęła. Był to niezły rok czytelniczo, chociaż przyznaję, że mało książek powaliło mnie na przysłowiowe kolana.  Całe szczęście w moje ręce nie wpadły złe książki, zdarzyło się parę rozczarowań, ale o tym poniżej.






Jedną z książek, która zdobyła mój czytelniczy świat i to w lipcu byli Immortaliści Chloe Benjamin. Powieść o przewrotności losu, próbach jego oszukania, o rodzeństwie, które w dzieciństwie usłyszało wróżbę, jakiej nie mieli prawa usłyszeć. Świetna powieść obyczajowa, genialnie zbudowane postaci i przedstawienie ich losów na tle zachodzących zmian kulturalno - politycznych. 


Dopiero w tym roku miałam okazję sięgnąć po Służące Kathryn Stockett i od razu się w tej powieści zakochałam. Autorka po mistrzowsku pokazała zmiany polityczne na tle rasowych zachodzące w USA w zeszłym wieku. To powieść o silnych kobietach, które zostały napiętnowane jedynie przez kolor swojej skóry.


Czyż nie dobija się koni? Horace Maccoya to powieść krótka, a niezwykle treściwa. Ukazanie beznadziei życia podczas trwającego godzinami dancingu było niezwykle żywe i dające do myślenia. To fantastyczna powieść egzystencjalna.


Podium należy się też reportażowi The Radium Girls. Mroczna historia promiennych kobiet Ameryki autorstwa Kate Moore. Pierwszy raz spotkała się z tak osobistym podejściem do postaci. Ogólnie cała historia zawarta w tej książce mocno mnie zbulwersowała, bo jak większość, nie miałam pojęcia o takich praktykach. Każdemu polecam.


Zakochałam się w przygodach Tosi Tarapaty od pierwszej strony. Cieszę się niezmiernie, że tak zabawne książki powstają na naszym rodzimym rynku i dostarczają dobrej rozrywki dzieciom. Nie mogę się doczekać kolejnych przygód tej rezolutnej dziewczynki, które, mam nadzieję, niedługo wyjdą spod pióra Pawła Maja. 



Siedem śmierci Evelyn Hardcastle Stuarta Turtona jest dla mnie objawieniem zeszłego roku. To klasyczny kryminał w nowym wydania, zupełnie nowa jakość i historia przyprawiająca o zawrót głowy.




Śnieżna siostra Mai Lunde to książka, którą będę polecać wszystkim. Ten swoisty kalendarz adwentowy oczarowuje nie tylko zawartym na stronicach tekstem, ale również przepięknymi ilustracjami. Książka urzekła mnie poważnym tematem, który został podany w niezwykle przystępnej formie, tak by książka mogła pozostać książką dziecięcą.





Pewnie wybór tej powieści zdziwi niektórych, ale mnie Współlokatorzy Beath O'Leary rozczarowali. Zanim sięgnęłam po książkę naczytałam się mnóstwa pozytywnych opinii, jakoby miała być czymś wyjątkowym. Dla mnie nie była. Ot, zwykłe romansidło.




Zjazd absolwetnów Guilliame Musso zupełnie mnie nie porwał. Liczyłam na naprawdę dobry thriller, a otrzymałam poprawny z wieloma nawiązani do współczesnej polityki Francji.


A ja żem jej powiedziała Kasi Nosowskiej okazała się książką zawierającą zbiór trywialnych prawd. Dla mnie niestety ta książka pozostała próba zarobienia na popularności kanału na Instagramie.




czwartek, 9 stycznia 2020

"Czas wojny, czas miłości" Victoria Gishe



Historyczne powieści obyczajowe to jeden z moich ulubionych gatunków. Takich książek przeczytałam sporo, wiele mi się podobało, ale na równie wielu się zawiodłam. Czas wojny, czas miłości Victorii Gishe wpasował się w tę pierwsza kategorię.

Powieść opowiada losy kobiet z rodu von Goch. Rodzina ta została doświadczona licznymi tragediami, a zmiany polityczne sprawiają, że tuła się po świecie, nieustannie szukając swojego miejsca.

Historia opisana w powieści w głównej mierze dotyczy losów Leny i Nory. Przedwcześnie osierocone dziewczyny, zdane są na łaskę babci, która niestety odczuwa skutki wieku. Linia fabularna jest dość mocno pocięta, a przeskoki pomiędzy kolejnymi rozdziałami i bohaterami dzieli czasami nawet kilka lat. W rozdziały biegnące wzdłuż głównej osi czasu wplecione zostały także retrospekcje, chociażby z życia seniorki rodu Róży von Goch.

Przyznaję, że nieco irytował mnie fakt tak szybkiego przemykania opisywanej opowieści. Nie przeczę, że dzięki temu ukazano najważniejsze wydarzenia historyczne i mam wrażenie, że to właśnie na nich się skupiono. Uważam jednak, że przez to cierpiała budowa postaci. Jako czytelnik nie potrafiłam zżyć się z żadnym z nich, bo kiedy już zaczynałam pałać do kogoś sympatią, jego wątek został ucinany, a historia w szaleńczym tempie mknęła na przód, ukazując kolejne losy naszych bohaterek.

Autorce nie można odmówić talentu do ukazania i opisu wydarzeń historycznych. Właśnie to wyróżnia tę książkę wśród wielu innych. Zwyczaje w dworkach, dawne dzieje Polonii, wojny, czy chociażby wypadek Titanica opisane zostały tak żywo, że ma się wrażenie, iż samemu w nich się uczestniczy. Autorka sporo miejsca poświęca także smakom i zapachom. Przyznam, że do dzisiaj ślinka mi cieknie na myślę o ciasteczkach z pomarańczowym cukrem.

Mimo że irytowały mnie pewne aspekty Czasu wojny, czasu miłości to muszę przyznać, że doceniam pracę, jaką autorka włożyła w budowanie świata przedstawionego, na którego kanwie ukazała losy bohaterek. Wydarzenia te opisane zostały bardzo realnie, oddając ducha czasu. Nie poskąpiono też szczypty romansu, bo w głównej mierze o miłości powieść traktuje.  




Tytuł: Czas wojny, czas miłości
Autor: Victoria Gishe
Data wydania: 20 listopada 2019
Liczba stron: 304
Wydawca: Wydawnictwo Kobiece

Ten oraz inne książki dla kobiet kupicie w księgarni internetowej taniaksiazka.pl