czwartek, 15 października 2015

Ile tajemnic może kryć małomiasteczkowa społeczność? - Broadchurch, sezon 1


Małe miasteczko położone gdzieś na wybrzeżu Wielkiej Brytanii. Z rodzaju takich trochę sennych, gdzie każdy każdego zna, a sąsiedzi się wspierają. Właśnie w takim miejscu dochodzi do morderstwa. Mieszkańcom ciężko uwierzyć, że coś takiego mogło przydarzyć się u nich, bo cytując jedną z głównych bohaterek: u nas takie rzeczy się nie dzieją. Sprawę otrzymuje sierżant Alec Hardy, czym naraża się współtowarzyszącej mu detektyw Ellie Miller. Kobieta, przekonana o awansie, od początku żywi niechęć do Hardy’ego, który stanowisko zabrał jej sprzed nosa. Niemniej, śledztwo się rozpoczyna, a tym samym na jaw wychodzi coraz więcej tajemnic. Broadchurch nie wydaje się już takie nieskalane, jak o nim zawsze sądzono.

Historia przedstawiona w serialu hipnotyzuje już od pierwszych minut. Widz zatapia się w sennej atmosferze, staje się częścią niewielkiej społeczności, razem z detektywami próbuje dociec prawdy. Przekrój bohaterów wprost zapiera dech w piersiach, a ich zachowanie momentami zwala z nóg. Nikt nie jest typowy i każdy wyłamuje się z początkowo przypisanej roli. Poczynając od rodziny opłakującej stratę, poprzez mieszkańców wybrzeża, lokalnego pastora, sklepikarza czy też dziennikarzy. Praktycznie każdy skrywa jakiś sekret i rzucane jest na niego podejrzenie. Mistrzowsko poprowadzona fabuła miesza w głowie i każe zastanawiać się nad poczynaniami każdej z ukazanych postaci. Zabieg taki, z pewnością sprawia, że ciężko identyfikować się z którymkolwiek bohaterem, bo praktycznie każdy może okazać się mordercą.



W Broadchurch nic nie jest czarne lub białe, a to co wydawało się oczywiste, za chwilę już takim nie jest. Wątki mieszają się ze sobą, co pozwala odkrywać nieznane dotąd powiązania między bohaterami. Najbardziej zachwyca sierżant Hardy – intorwertyczny detektyw, skrywający swą przeszłość, początkowo zdecydowanie odstaje od całej małomiasteczkowej społeczności. Dopiero, gdy na jaw wychodzą kolejne fakty, można domniemywać, że znakomicie by się wpasował.

Zachwycające jest także tło wydarzeń. Zdjęcia są tak piękne, że widok nadmorskiego klifu zapiera dech w piersi. Ujęcia poprowadzone są precyzyjnie, często ukazywane są zbliżenia przedmiotów, nasuwając widzowi myśl, że mogły mieć one coś wspólnego z morderstwem. Zabieg taki pomaga rzucać podejrzenia na przypadkowe osoby, jeszcze bardziej plątając ścieżki fabuły. 

Broadchurch tylko poniekąd jest serialem kryminalnym. Zdecydowanie lepiej wpisuje się w nurt psychologiczny. Scenarzyści nie boją się poruszać trudnych społecznie tematów, tych które nadal stanowią temat tabu. Precyzyjnie ukazana została kruchość i zmienność ludzkiej psychiki, która nawet przy najmniejszych trudnościach potrafi rozpaść się, niczym domek z kart.

Podsumowując, Broadchurch to zdecydowanie jeden z najlepszych seriali ostatnich lat. Mimo powierzchownie sennej atmosfery, trzyma w napięciu do ostatniej minuty i nie sposób się od niego oderwać. Nie dziwi więc fakt, że na jego podstawie powstała książka. Do ostatniej chwili nie wiadomo, kto jest mordercą, co dodatkowo potęguje atmosferę tajemniczości. Oby więcej pojawiało się produkcji, o tak mistrzowsko poprowadzonej fabule. 

3 komentarze:

  1. Coś dla mnie. Ale chyba będzie musiał poczekać na przerwę świąteczną ;)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Chciałabym zacząć oglądać jakieś nowe seriale, ale zwyczajnie nie mam na to czasu....

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten ma tylko 8 odcinków i czas przy nim mija bardzo szybko :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za zostawiony po sobie ślad. Wszystkie komentarze są dla mnie ogromną motywacją :)