Oniryzm to częsty motyw literaturze. Sny jako takie od zawsze fascynował ludzkość, a ta od zarania dziejów próbowała dociec ich znaczenia i doszukiwać źródła ich powstania, badając swoją podświadomość. Do dzisiaj marzenia senne pozostają niezgłębioną zagadką, która po wielu latach od powstania teorii psychoanalizy, w dalszym ciągu stanowią nieustanne źródło inspiracji, chociażby dla współczesnych autorów. Jednym z nich jest Marta Alicja Trzeciak, która tę materie wykorzystała w swojej najnowszej powieści Dwadzieścia siedem snów.
Młoda pisarka poszukując weny wyrusza na wieś do Tego Nowego i wynajmuje pokój u miejscowej, zwanej Szarą. Kobieta wybiera ten, który według najmłodszej z mieszkanek domu jest nawiedzony, bo ktoś przychodzi i szepcze, sprawiając, że od razu się zasypia. Już pierwszej nocy narratorka powieści ma przedziwne sny, a każdy następny stanowi rozwinięcie poprzedniego. Jej mary są na tyle realne, że jawa zaczyna zlewać się ze snem, a ten staje się na tyle realny, że ciężko rozpoznać, co jest prawdą, a co jest tylko marą. Dzięki swoim wizjom młoda pisarka poznaje historię Szarej i jej rodziny oraz klątwy, która została na nich rzucona. Dowiaduje się także o relacjach panujących w Tym Nowym i Tym Starym, a także kim jest żyjąca samotnie na wzgórzu Milena.
Powieść Marty Alicji Trzeciak jest typowym przykładem tendencji estetycznej jaką jest realizm magiczny. Autorka stopniowo wprowadza w świat marzeń sennych, pozwalając czytelnikowi, tak jak głównej bohaterce powieści, zatracić możność rozróżnienia między prawdą i fikcją. U Trzeciak wszystko jest nie z tego świata, a nawet jak wydaje się dość prawdziwe, to przedstawione zostało w taki sposób, by zatracić poczucie realności i możności rozpoznawania jawy i snu. Dodatkowo powieść powiązana jest dość istotnie ze słowiańską mitologią, nawiązując do postaci boginek opiekujących się ciężarnymi i nowo narodzonymi dziećmi - Rodzanic.
Dwadzieścia siedem snów zachwyciło mnie i wciągnęło już od pierwszej strony. Nie trzeba mnie długo namawiać na historie nawiązujące do słowiańskiej mitologii i wierzeń, bo ta od zawsze przyciągała mnie w niezrozumiały sposób. Niezaprzeczalnym atutem tej historii są także jej bohaterki. Kobiety o trudnej przeszłości, wielu przejściach, kobiety charakterne, z jednej strony nie dające sobie pluć w kaszę, z drugiej naiwnie poddające się złemu losowi i uparcie wierzące w nałożoną na nie klątwę.
Powieść Marty Alicji Trzeciak to historia nietuzinkowa, wymykająca się wszelkim klasyfikacjom i schematom. Jest to opowieść, z gatunku tych, których się nie zapomina – pełna niejasności i niedopowiedzeń, wymagająca pochylenia się nad jej treścią i smakowania ukrytych w niej motywów. Aż ma się ochotę delektować nią niespiesznie i chłonąć jej magię, starając odkryć, gdzie kończy się jawa, a zaczyna sen.
Tytuł: Dwadzieścia siedem snów
Autor: Marta Alicja Trzeciak
Data wydania: 19 maja 2014
Liczba stron: 336
Wydawnictwo: Kobiece
Za możliwość zatracenia różnicy miedzy jawą a snem dziękuję Wydawnictwu Kobiecemu.
Witam :)
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że książka bardzo mnie zaciekawiła, lubię tego typu motywy. Pozdrawiam :)