wtorek, 28 marca 2017

Gilmore Girls: A Year in Life


źródło

Pod koniec zeszłego roku Netflix wydał uzupełnienie do serialu Gilmore Girls, czteroodcinkową mini produkcję, przedstawienie losów panien Gilmore po dziesięciu latach od zakończenia serialu. Od początku tego roku pasjami oglądałam Kochane Kłopoty, więc kolejne odcinki były dla mnie wielką gratką. Ostatecznie okazało się, że z tej przyjemności wyszłam mentalnie poobijana, w pewien sposób zdruzgotana i poirytowana zakończeniem. 

UWAGA! W DALSZEJ CZĘŚCI MOGĄ POJAWIĆ SIĘ SPOILERY (w szczególności w stosunku do serialu). CZYTACIE NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ

źródło
Po dziesięciu latach Stars Hollow niespecjalnie się zmieniło, dalej pozostaje takim samym miasteczkiem, jakim było. Tak samo jego mieszkańcy. Kirk jest dalej nieporadnym i totalnie zakręconym facetem, który nieustannie szuka pomysłów na biznes, Lorelai i Luc też niespecjalnie się zmienili, co zastanawiające, przez te wszystkie lata niespecjalnie ewoluowała ich relacja i mimo że mieszkają ze sobą, ciągle się mijają i nie potrafią wyrażać swoich pragnień. Rory jest zalataną dziennikarką, która w dalszym ciągu nie ustabilizowała się i nie znalazła ani stałego lokum ani pracy. Zdesperowana chwyta się wszystkiego co wpadnie jej w ręce, a jej życie miłosne to totalna katastrofa. Związek, w który się uwikłała jest daleki od normalności, bo dziewczyna zgadza się na bycie tą trzecią. 

Czy ten mini serial jest w stanie usatysfakcjonować fana serii? Z przykrością bólem serca przyznaję, że nie. Z jednej strony jest rewelacyjnie zrobiony i jest bardziej treściwy niż ostatnie dwa sezony serialu. Z drugiej jednak strony, pełno w nim nic nie znaczących wątków i zapychaczy, gdy w tym czasie można by było zmieścić wyjaśnienia kilku bardzo istotnych spraw. Dodatkowo ma otwarte zakończenie i nie wiem, czy było to zamysłem twórców, bo powstanie druga seria, czy miał on pokazać zatoczenie cyklu życia, tak jak mijają pory roku, które tytułują kolejne odcinki. Słynne cztery ostatnie słowa wypowiedziane przez Rory wywołują szok, sprawiając, że nie wierzy się, iż tak mogła zakończyć się ta historia. Chociaż przyznaję, że w pewien sposób takie zakończenie jest  dość sensowne.

Twórcy zrobili kawał dobrej roboty tworząc profile bohaterów i pewne sceny. Nie do końca odpowiadało mi zachowanie głównych bohaterek, bo Rory wyzbyła się swej zachowawczości, a Lorelai momentami zachowywała się jakby nie była sobą. Uwielbiam za to przemianę Emily, za którą do tej pory specjalnie nie przepadałam. W końcu ta kobieta pokazuje ludzkie oblicze i jest w takiej roli fantastyczna. Ma pazur, ma pomysł na siebie, próbuje odnaleźć się w nowej, życiowej sytuacji, ale robi to bez trudu. Wielkiego smaczku całej serii dodaje Paris, która jest po prostu fenomenalna. 

Gilmore Girls: A Year in Life jest pozycją obowiązkową dla każdego fana najbardziej znanej serialowej matki i córki. Ostrzegam jednak, że te cztery krótkie odcinki to masa przeżyć, morze łez i końcowa konsternacja. 

Ogłądaliście? Jakie jest Wasze zdanie? Jesteście zaureczeni, czy wręcz przeciwnie? 

5 komentarzy:

  1. Ja całą serię Gilmore Girls obejrzałam na raz. Znaczy, obejrzałam siedem sezonów oryginalnego serialu i zaraz po tym przeszłam do produkcji Netflixa. Myślę, że gdybym pomiędzy nimi miała kilkuletnią przerwę całkowicie inaczej bym na to zareagowała. Mimo, że mi się podobało to jednak nie było to samo. Klimat był jakiś inny i odcinki miały dużo bezsensownych wątków, które tak jak napisałaś były "zapychaczami". Mimo wszystko czytając o możliwości nakręcenia kolejnych odcinków czuję ekscytację. Wszystko zakończyło się tak, że czuję ogromny niedosyt.

    Pozdrawiam,
    Magda z Dwie strony książek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam tak samo. Tez od razu po serialu obejrzałam to uzupełnienie i tak jak piszesz, niedosyt jest wielki

      Usuń
  2. Zbędne zapychacze mogą zniwelować radość z oglądania. Ja akurat nie jestem miłośniczką produkcji więc za nowe odcinki zwyczajnie podziękuję. Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Nigdy nie oglądałam tego serialu, jakoś nigdy mnie nie interesował ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Widziałam o nowej serii pół roku wcześniej i nawet próbowałam przed emisją obejrzeć wszystkie poprzednie sezony, aby sobie przypomnieć za co uwielbiałam dwie główne bohaterki. Oglądanie pierwszych sezonów jednak pokazało mi inną stronę serialu. Kiedyś oglądałam go jako nastoletnia dziewczyna, czyli rozumiałam Rory. Teraz ze względu na nowy stan rzeczy - jestem mamą dwójki maluszków - było mi bliżej rolą do Lorelai. Niestety okazało się, że w wielu sytuacjach nie rozumiem decyzji podejmowanych przez Lorelai. Teraz jako dojrzała osoba widzę, jakie ona błędy popełnia w komunikacji ze swoją matką. Nie udało mi się obejrzeć więcej niż połowy pierwszego sezonu.
    Ale obejrzałam nową serię na Netflixie od razu jak się pojawiła. Oglądanie sprawiło mi przyjemność. Byłam zdziwiona nową formą. Bardzo podobał mi się odcinek w stylu musicalu, trzeci chyba.
    Zakończenie też mnie zszokowało. Mam podobne odczucia, że z jednej strony mnie poczułąm żal, że tak fajna dziewczyna ma pokręcone życie, a z drugiej strony to takie prawdziwe, że powielamy schematy swoich rodziców oraz nic nie dzieje się, jak w bajkach.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za zostawiony po sobie ślad. Wszystkie komentarze są dla mnie ogromną motywacją :)