Na książkę
Rasha napaliłam się, nie przymierzając, jak przysłowiowy „szczerbaty na
suchary”. Duży wpływ miała na to recenzja ekranizacji książki, gdzie panowie z
Filmwebu zachwycali się rolą Jennifer Lawrence, twierdząc, że niewątpliwie
aktorka zostanie za nią nominowana do Oscara. Jednocześnie przyciągnęła mnie
okładka, z której Lawrencespogląda hipnotyzującym wzrokiem. No i zapowiedzi i
recenzje, które przyrównywały prozę Rasha do tej Cormacka i McCarthy’go. Miałam
nawet zakupić tę książkę i całe szczęście w odpowiednim momencie pojawiła się
na półce z nowościami w bibliotece, więc tego nie zrobiłam.
Muszę
przyznać, że rozczarowały mnie już pierwsze strony powieści, które nieznośnie
przypominały dłużące się lektury szkolne. Jak dla mnie w powieści występuje
zbyt dużo, mało pasjonujących opisów. Przeszkadzały mi też przewijające się
nazwiska, których nie potrafiłam do końca powiązać z postaciami. Możliwe, że to
tylko moje subiektywne wrażenie, ponieważ nie mam pamięci do imion i
nazwisk. Dodatkowo sama historia wydała
mi się trochę „płaska” i bez polotu. Owszem, były momenty które czytałam z
zapartym tchem, ale ginęły one w monotonności całego tekstu.
Odnosząc się
do bohaterów, muszę przyznać, że postaci zostały ciekawie nakreślone. Ciężko
jednak było mi uwierzyć w szczerośćuczuć Pembertonów. Między innymi dlatego, że
Serena ani razu nie zwróciła się do męża inaczej niż po nazwisku. Zabrakło mi
natomiast opisów tytułowej bohaterki. Owszem, ciągle się przewijała, pokazywano
makabryczne efekty jej działań, ale tak naprawdę miałam wrażenie, że była
gdzieś obok. W moim odczuciu, bardziej ukazany został charakter i uczucia
Rachel, matki dziecka Pembertona. Niemniej jednak Serena została pokazana jako
kobieta wyrachowana i niezwykle okrutna. Nie bez kozery w jednej ze scen
przywołano historię Fulvii, żony Marka Antoniusza. Muszę przyznać, że podczas
sceny balu, Serena przypominała mi Daisy Buchanan, bohaterkę
„Wielkiego Gatsby’go”, z tym że Daisy udawała głupiutką, a Serena wszem i wobec
epatowała swą inteligencją. Szkoda, że tak naprawdę o cechach głównej bohaterki
dowiadujemy się z rozmów pracowników Pemberton Lumber Company.
Tym, co
naprawdę ujmuje w „Serenie” jest krajobraz i przyroda. Są one niemym tłem dla
wszelkich wydarzeń, ale jednocześnie opisywane są na tyle żywo, że czytelnik
wręcz słyszy odgłos ścinanych drzew czy tez płynącego strumienia. Dodatkowo
wręcz namacalny jest klimat Stanów Zjednoczonych z początku XX wieku, czasów
wielkiego kryzysu, który również opisany jest w powieści.
:o ja na przykład zachwyciłam się tą książką, ale widać, że zależy od czytelnika :D
OdpowiedzUsuńDokładnie :)
Usuń