Są takie opowieści, od których nie sposób się oderwać już od pierwszej strony. Historie porywające niczym nurt rzeki, wciągające jak jej prąd. Taką książką jest Była sobie rzeka Diane Setterfield. Autorka od początku łapie czytelnika za rękę, wciąga go w wir niespotykanych wydarzeń, wodzi za nos i przeciąga przez most do stworzonego przez siebie świata.
W gospodzie w Radcot dochodzi do niecodziennego zdarzenia. Nagle w drzwiach pojawia się przemoczony mężczyzną trzymający w ramionach dziewczynkę. Malutka jest martwa i wszyscy nad nią boleją, gdy ta nagle ożywa. Dziecko wydaje się zdrowe, jest jednak nieme, więc nie może odpowiedzieć na zadawane pytania. W Radcott zjawiają się za dwie rodziny twierdzące, że znaleziona dziewczynka jest częścią ich familii. Tak rozpoczyna się ciąg niezwykłych i magicznych zdarzeń.
Była sobie rzeka jest niczym opowiadana w gospodzie gawęda, baśń podawana z ust do ust. Jej wersje nieco się różnią, ale ma wiele elementów wspólnych. Nie da się ukryć, że dużą rolę odgrywa przytoczona w powieści legenda o Cichym, ojcu który przywrócił swoje dziecko do życia sam zaprzedając swoją duszę. Duże znaczenie ma też czas, w którym rozpoczęła się akcja:
To była najdłuższa noc w roku, noc zimowego przesilenia. (...)Jak wiadomo, gdy wydłużają się księżycowe godziny, ludzie odstępują od regularności swych mechanicznych zegarów. Zapadają w drzemkę w środku dnia, śnią na jawie i leżą z otwartymi oczami w nieprzeniknionych ciemnościach nocy. To czas magii. Kiedy granica między dniem i nocą rozciąga się i zaciera, to samo dzieje się z granicą między światami. Sny i opowieści mieszają się z rzeczywistością, żywi i umarli ocierają się o siebie, przychodząc i odchodząc; przeszłość zbiega się i przenika z teraźniejszością.
Historia dziewczynki przyniesionej do gospody nieustannie krąży wśród mieszkańców, daje im temat do plotek i wymiany zdań. Jest niczym Tamiza zwalnia, przyspiesza, jej istotą jest ruch. Ta opowieść napędza akcję, chociaż muszę przyznać, że miejscami jest zwyczajnie przegadana. Powieść Setterfield napisana jest w nurcie realizmu magicznego. Tutaj prawda miesza się z fikcją, jawa ze snem, świat romantyczny ze szkiełkiem i okiem. Tylko nieliczni bohaterowie dostają szansę dostrzeżenia tego, co dla innych pozostaje niewidoczne. Bohaterowie są różnorodni, w dobrych domach czai się zło, w złych odnaleźć można iskierkę dobra. To przede wszystkim opowieść o pragnieniach, o tym, że nie zawsze to co postrzegamy za swój celem do końca nim pozostanie. To rozważania na temat życzeń z jednoczesnym bolesnym uświadomieniem wszystkich rzeczy, jakich nie można mieć.
Była sobie rzeka wciągnęła mnie niczym nurt Tamizy. Ta powieść mnie oczarowała i porwała do świata za mostem, do gospody i niecodziennych bohaterów. Pokochałam pióro i piękny język jakim posługuje się autorka. Czytajcie, ufam że zauroczycie się tak samo jak ja.
Tytuł: Była sobie rzeka Tytuł oryginału: Once Upon a River Autor: Diane Setterfield Tłumaczenie: Izabela Matuszewska Data wydania (Pl): 11 marca 2020 Liczba stron: 480 Wydawnictwo: Albatros
Recenzja napisana dla portalu Bookhunter.pl
Wspaniale, kiedy książka intensywnie wciąga w swój świat, kiedy porwie wyobraźnię, nasyci swoim klimatem. :)
OdpowiedzUsuńTa książka znajduje się na mojej liście priorytetów czytelniczych. 😊
OdpowiedzUsuńPiękne wydanie i okładka, Interesująca treść :)
OdpowiedzUsuńTeż chce poczuć się wciągnięta w nurt rzeki :)
OdpowiedzUsuńNie jest to raczej moje must read, ale jak kiedyś zabraknie mi czegoś do czytania i będę chciała sięgnąć po coś innego niż zazwyczaj, to czemu nie :)
OdpowiedzUsuńChciałabym przeczytać mimo iż jest też sporo negatywnych opinii :)
OdpowiedzUsuń