Zawsze podkreślam, że jako rodzic zwracam uwagę na wartość edukacyjną książek jakie czytam swojemu dziecku. Przedszkole pani Matyldy. Zosia i złote serce autorstwa Anety Grabowskiej to pozycja wobec której nie mogłam przejść obojętnie. Uczy ona bowiem języka polskiego.
Dzieci, którymi zajmuje się pani Matylda to bardzo rezolutne maluchy. W jej grupie jest więcej dziewczynek, nad czym boleją trochę chłopcy. Mimo tego dzieci się dogadują i tworzą zgraną grupę. Czasem jednak, nawet wśród najlepszych kolegów, zdarzają się nieporozumienia. I tutaj takie ma miejsce.
Źródłem zagubienia przedszkolaków stają się związki frazeologiczne. Złote serce, kraść z kimś konie, znać się jak łyse konie -związki frazeologiczne sprawiają, że dzieci zupełnie nie potrafią zrozumieć, co dorośli mają na myśli. Przedszkolaki biorą wszystko dosłownie, nie zdają sobie sprawy, że niektóre powiedzenia mogą być przenośnią. Właśnie dlatego jedno z nich doprowadza Zosię do płaczu. Pani Matylda próbując pocieszyć dziewczynkę, zabiera dzieci do końskiej stadniny, by wytłumaczyć im sedno tej części naszego języka.
Książeczka jest przepięknie ilustrowana. Każda istotna kwestia została zaznaczona graficznie, a na końcu każdego z rozdziałów występuje słowniczek pani Matyldy, co ułatwia odnalezienie istotnych zwrotów i powracanie do nich. Książka dostosowana jest wiekowo do przedszkolaków. Chociaż przyznam, że dla mnie język w niej używany był czasami zbyt górnolotny jak dla dziecka. Szczególnie drażniło mnie to przy opisywaniu czynności przedszkolnych czy mimiki nauczycielki.
Perypetie pani Matyldy pokazują, że najlepszą formą nauki jest nauka przez doświadczenie. Dzieci na własnej skórze musiały doświadczyć znaczenia powiedzeń. Inaczej nie były w stanie zrozumieć ich prawdziwego znaczenia. Bardzo pozytywnie oceniam w jaki sposób autorka wytłumaczyła zawiłości naszego języka. Historia jest jasna, przejrzysta, trafiająca do malucha. Pasujące do tekstu ilustracje tylko jaśniej obrazują poruszone w książce kwestie.
Niezwykle pozytywne Matylda wrażenie zrobiła na mnie pani Matylda. Jest ona opiekunka o jakiej się marzy, wytrwałą,o ciepłą, ponad życie kochającą swoich podopiecznych. Pani Matylda nie tylko kocha swoje przedszkolaki całym sercem, ale równieżowniez troszczy się o ich rozwój.
Przedszkole pani Matyldy to urocza książeczka dla dzieci, która pod piękna szata graficzną przekazuje dodatkową wiedzę. Takie, jako rodzic, lubię najbardziej. Książeczka wprowadza młodego czytelnika w meandry trudnego języka polskiego. Dzieki niej dzieci w przyjemny sposób zrozumieją, że nie można wszystkiego brać dosłownie, a nasz język ojczysty odkryje przed nimi niejedną tajemnicę.
Bardzo się cieszę, że powstają tak mądre książki dla dzieci, które łączą w sobie przyjemne z pożytecznym.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i zapraszam w moje skromne blogowe progi. 😊
Uwielbiam takie opowieści! Zobacz w jak sprytny sposób przemycane są jakby nie było trudne zwroty i wyrażenia! Zdecydowanie do kupienia:D
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie znad filiżanki kawy :)
Zachwyciło mnie, jak kreatywnie można wprowadzać dzieci w świat języka polskiego już od najmłodszych lat. To fantastyczna inicjatywa!
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja! Rzeczywiście, takie książki są skarbem dla rodziców i dzieci, bo uczą przez zabawę i jednocześnie rozwijają wyobraźnię. Fajnie, że autorka wykorzystała frazeologizmy – to takie trudne zagadnienie, ale w takiej formie dzieci mogą je zrozumieć bez problemu.
OdpowiedzUsuń