Na książkę Niny George miałam ochotę już od dawna. Pomysł na powieść, gdzie księgarnia pełni funkcję apteki literackiej, a jej właściciel niczym farmaceuta, wręcza swoim klientom książki, które mają im pomóc na różne dolegliwości, po prostu mnie zachwycił. Kiedy w końcu wpadła w moje łapki, od razu rozpoczęłam lekturę.
Jean Perdu prowadzi w Paryżu księgarnię zwaną Apteką literacką, gdzie sprzedaje strudzonym czytelnikom książki mogące im pomóc na życiowych zakrętach. Mimo tego że diagnozuje rozterki klientów, sam nie może uporać się ze swoimi bolączkami. Księgarz bowiem kocha za mocno i nie potrafi zapomnieć o kobiecie, która porzuciła go dwadzieścia pięć lat wcześniej. Jego sytuacja ulega zmianie, gdy na prośbę klientek, daruje porzuconej przez męża Catherine stare biurko. Kobieta znajduje w nim dawno zapomniany list i wymusza na księgarzu, by ten go przeczytał. Targany emocjami Perdu wsiada na swoją księgarską barkę i wyrusza na morze. W tej wyprawie towarzyszy mu młody, niezwykle znany, ale też bardzo zagubiony we własnych uczuciach młody pisarz.
W tym właśnie momencie historia osiąga kulminację, a później już stacza się po równi pochyłej. Początkowo ciekawa i intrygująca powieść przeradza się w nudną i oderwaną od rzeczywistości. Poczynając na postaciach, a kończąc na tle i opisach.
W powieści Niny George zabrakło mi elementu, którego zawsze poszukuję w czytanych przeze mnie książkach - emocji. Wszystkie uczucia bohaterów przedstawione zostały tak płasko i nierealnie, że często nawet nie miałam ochoty o nich czytać. Możliwe że duży wpływ na taki stan rzeczy miały wszechobecne mądrości i filozoficzne teksty, przewijające się niemal przez każdą kartkę. Normalni ludzie tak nie mówią. Nawet kiedy zostali pokrzywdzeni przez los, czy nie umieją pogodzić się ze stratą. Co więcej, takie pseudofilozoficzne teksty wkładane w usta bohaterów, zamiast zostać w pamięci, szybko ulatują z pamięci, a całość ostatecznie wydaje się karykaturalna.
Muszę przyznać, że także postaci nie przypadły mi do gurtu. Potrafię wymienić te, które otaczały Perdu w Paryżu, natomiast przedstawione później rozmywają się i mimo swojej oryginalności, nie są w stanie zaciekawić swoją osobowością.
Lawendowy pokój zapowiadał się fantastycznie, bardzo więc żałuję że tak szybko przerodził się w powieść, która w żaden możliwy sposób nie była mnie w stanie zaintrygować i wręcz męczyło mnie czytanie jej. Wielka szkoda, że autorka nie pozostała wierna początkowo przedstawionej przez siebie historii, a zdecydowała się wybrać powieść drogi, która miała ukazać przemiany charakteru głównego bohatera, co poniekąd się udało. Niestety ze szkodą dla intrygującej historii ukazanej na początku.
Tytuł oryginału: Das Lavenderzimmer
Liczba stron: 344
Wydawnictwo: Otwarte