wtorek, 29 września 2015

Nie oceniaj książki po tytule - Olga Trzeciecka "Jamnik z kluskami"



Do przeczytania książki nakłonił mnie nie tylko intrygujący tytuł, ale też opis na okładce, szumnie głoszący, że trzymam w rękach komedię omyłek, która dowodzi, że na pozorach nie można budować przyszłości. Wszystko to sprawiło, że byłam przekonana o wytropieniu lektury ciekawej i wyjątkowej. Nic bardziej mylnego! 

Fabuła książki jest dość oklepana: Anka znajduje pod łóżkiem małżeńskim komplecik frywolnej bielizny, o mocno zawyżonym rozmiarze. Bilecik dołączony do bielizny również nie wskazuje, by prezent miał trafić w jej ręce. Kobieta w szale niszczy mieszkanie męża i wyprowadza się do swej przyjaciółki Magdy, przywołując wspomnienia o swoim fatalnym związku, teściowej i innych wydarzeniach. Z roku 2014 czytelnik przenosi się do roku 2011, by ponownie powrócić do 2014. 



Przyjmując założenie, że powieść miała być pastiszem, można uznać, że niektóre jej fragmenty były całkiem zabawne. Niestety biorąc pod uwagę całość, nie mogę wyzbyć się wrażenia, że nie miała to być komedia, a zwyczajna obyczajówka. Barwnie na tle wszystkich wypadała postać mamy Klusek. Przerysowana, jej wady zostały wyolbrzymione, ale jako jedyna w jakiś sposób przykuwała uwagę i mimo że zapewne miała wzbudzać kontrowersje, i być nienawidzoną, dla mnie stała się najciekawszym bohaterem. Na plus była też postać jamnika. Tylko dlatego, że lubię psy.


Głównym minusem całej powieści była główna bohaterka, zapatrzona w siebie, egoistyczna materialistka, która studenckie mieszkanie z koleżanką chciała zamienić na luksusy w mieszkaniu narzeczonego Adasia. Co więcej, kobieta posunęła się do podstępu by za wszelką cenę zamieszkać z mężczyzną, którego sama uważała za karła, tępaka bez poczucia humoru, zakochanego w swej rodzicielce maminsynka i człowieka, który nie wiadomo jakim cudem skończył medycynę. Adam nie pozostawał jej dłużny, kiedy tylko zwracał się do swej małżonki nazywał ją idiotką. Oliwy do ognia dolewała osoba Magdy, przyjaciółki Anki. Kobieta o wyglądzie modelki, zmieniająca facetów jak rękawiczki przedstawiona została jako emancypantka posiadająca inteligencję i wrażliwość. Szkoda, że tylko taki jej obraz przedstawiony został przez główna bohaterkę. Kiedy widziałam, że Magda pojawia się tylko na kartach powieści miałam ochotę ominąć te strony. Zresztą miałam ochotę rzucić tę książkę w kąt już po przeczytaniu pierwszego rozdziału i bardzo żałuję, że mam nawyk czytania wszystkiego do końca. 

Oprócz bohaterów denerwowała mnie cała oprawa Jamnika z kluskami. Po pierwsze wydumane dialogi, które zazwyczaj Anka prowadziła ze swą najlepszą przyjaciółką Magdą (nie mogłam uwierzyć, że dwie wykształcone (!) kobiety, jakimi bohaterki zostały przedstawione mogłyby rozmawiać ze sobą mniej więcej na poziomie pięciolatek). Po drugie, nierzeczywiste sytuacje, które zapewne miały śmieszyć, a w rzeczywistości wypadały naprawdę żałośnie.  Dodatkowo niektóre wydarzenia się powtarzały (np. zalanie mieszkania). Irytowało mnie też, że praktycznie wszystkie momenty okraszone zostały pikantnymi dialogami, które pasowały do opisywanej sytuacji jak przysłowiowy wół do karety. 

Podsumowując, Jamnik z kluskami niezmiernie mnie rozczarował. Oczekiwałam ciekawej powieści, która rzeczywiście będzie komedią omyłek, ale zachowując jakiś poziom. Niestety otrzymałam sięgający dna, nieśmieszny bełkot. Radzę więc trzymać się od tej powieści z daleka.  

piątek, 25 września 2015

Zakupowe zdobycze z Wydawnictwa Nasza Księgarnia

W tym tygodniu postanowiłam sprawić sobie przyjemność i zrobić książkowe zakupy. Skorzystałam z promocji na stronie wydawnictwa Nasza Księgarnia (tutaj). Z końcówek serii zamówiłam sześć książek w cenie 58,00 zł :)

Nic nie cieszy tak bardzo jak dobra cena za dobre książki.

Przesyłka przyszła szybko, dosłownie w ciągu dwóch dni, a w środku w gratisie otrzymałam trzy obrazki z książek antystresowych do kolorowania dla dorosłych w formie pocztówek o formacie A5.


Jak patrzę na obrazek księżyca, na którym imprezę alkoholową mają duszki, dochodzę do wniosku, że ludzie robiący te kolorowanki naprawdę mają booogatą wyobraźnię.

Poniżej prezentuję moje zdobycze.



P.S. Widziałam, że przez weekend można zakupić wybrane nowości z 30% rabatem. 



wtorek, 22 września 2015

Czy warto pozostać- Gayle Forman "Zostań, jeśli kochasz"


Nie potrafię sobie nawet wyobrazić, co więcej nawet nie chcę sobie wyobrażać, jakby to było znaleźć się na miejscu Mii. Dziewczyna w jednej sekundzie traci swoich bliskich w wypadku samochodowym. Sama natomiast pozostaje w stanie dziwnego zawieszenia, przebywa poza swoim ciałem i obserwuje wszystko, co się wokół niej dzieje, jakby oglądała film. Dochodzi do niej smutna prawda, musi zdecydować, czy pozostanie na ziemi, czy też odejdzie razem z bliskimi. By podjąć tę niezmiernie trudną decyzję, dziewczyna wspomina momenty, które w jakiś sposób stały się dla niej wyjątkowe.


Gayle Forman opisała zwyczajne, szczęśliwe życie rodzinne, niewyróżniające się w jakiś specjalny sposób. Tak naprawdę każdy z nas mógłby przywołać wiele takich sytuacji, jakie zostały opisane w książce. Jednak Zostań, jeśli kochasz ma w sobie jakąś magiczną siłę przyciągania, mnie powieść ta zaczarowała praktycznie od pierwszej strony. 

Przypadł mi do gustu obraz rodziny Hallów. Rodzice hipisi, prowadzący studenckie życie aż do narodzin drugiego dziecka, wychowujący Mię, niezwykle poważną i nad wyraz dojrzałą córkę. Wspomnienia dziewczyny ukazywały rodzinę szczęśliwą, spełnioną i troszczącą się wzajemnie o siebie. Całość ubarwiały zabawne dialogi, szczególnie bawiły mnie słowa wypowiadane przez ojca Mii. Dodatkowo w powieści przewijały się też wspomnienia dziewczyny powiązane z jej chłopakiem Adamem. Całość okraszona została opisami muzyki, która stała się wielką pasją i przyczyniła się do rozwoju uczuć pomiędzy Mią i Adamem. Muzyka wypełniała wręcz niektóre strony, a czasami miałam wrażenie, że słyszę w wyobraźni przywołane w książce utwory.  
Żywe opisy i dialogi pozwalały przenieść się w świat powieści i razem z Mią odczuwać radości i smutki, razem z nią zastanawiać się jaką drogę wybrać. 


Jedyne do czego mogę się przyczepić to opis uczuć Mii i Adama. Biorąc pod uwagę, że są parą nastolatków, ich związek ukazany został zbyt poważnie. Momentami miałam wrażenie jakbym czytała o miłości osób co najmniej dziesięć lat od nich starszych. Chyba sama autorka była tego świadoma, bo w jednym z dialogów podkreśliła, że uczucie Mii i Adama jest uczuciem poważnym, wręcz zbyt poważnym na ich wiek, takim na całe życie. 


W mojej opinii Zostań, jeśli kochasz jest powieścią ciepłą i rodzinną, poruszającą ważki temat – strach przed utratą bliskich i oswajanie z wiadomością o ich stracie. Powieść czasami wzruszała, w innych momentach bawiła. Zupełnie tak jak życie, bo przecież nie składa się ono z samych szczęśliwych momentów.

Tytuł oryginału: If I stay
Liczba stron: 248
Cykl: Jeśli zostanę
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

sobota, 19 września 2015

Zielono-nadziana cukinia i czerwono-nadziany bakłażan


Póki za oknem jeszcze świeci słonce, żal marnować czas na stanie w kuchni. Polecam zatem sposób na szybki, ale pyszny obiad. Cukinia ciekawie łączy się ze szpinakiem, a podpieczony bakłażan sam rozpływa się w ustach. 


Składniki:
- 1 średnia cukinia;
- 1 średni bakłażan;
- duża garść makaronu (może być penne, kokardki);
- 20 dkg mięsa mielonego;
- połowa opakowania sprasowanego szpinaku (ja kupuje z Hortexu);
- pół szklanki mleka / ew. 2-3 łyżki śmietany 12% lub 18%/ jogurtu naturalnego;
- 3-4 ząbki czosnku;
- pomidory krojone w puszce lub kartoniku ( te w kartoniku są ponoć zdrowsze);
- 1 cebula;
- 5 łyżek oliwy z oliwek;
- 2-3 plastry sera żółtego;
- przyprawy: sól, pieprz, papryka słodka/ostra; bazylia, oregano




Cukinię i bakłażana przekrajmy na pół i wydrążamy łyżką.  Ziarna cukinii wyrzucamy, zostawiamy natomiast wnętrze bakłażana. Warzywa oprószamy solą i zostawiamy na około 10 minut, by „wypociły” goryczkę. W międzyczasie nastawiamy piekarnik na 180 stopni, a w garnku gotujemy makaron al dente.  Cukinię i bakłażana wycieramy ręcznikiem papierowym, oprószamy przyprawami – papryką, bazylią i oregano, wstawiamy do piekarnika i pieczemy przez 20 min. Na rozgrzanym oleju podsmażamy pokrojoną w kostkę cebulę, gdy się zeszkli dodajemy ząbek czosnku (uważamy, żeby nie przypalić). W międzyczasie kroimy w kostkę wnętrze bakłażana i dodajemy go do warzyw. Po chwili dorzucamy mięso mielone i doprawiamy według uznania pieprzem i solą. Gdy mięso będzie już wysmażone dodajemy pomidory. Doprawiamy bazylią i oregano, smażymy jeszcze 4-5 minut, wyłączamy gaz i do sosu dodajemy połowę ugotowanego makaronu.



Na drugiej patelni rozpuszczamy trochę masła/margaryny i dajemy szpinak (równie dobrze można rozgrzewać szpinak bez tłuszczu). Gdy już go trochę podsmażymy, dodajemy przeciśnięte przez praskę 2-3 ząbki czosnku, mieszamy. Następnie dolewamy mleka/ zamiennie śmietany lub jogurtu. Mieszamy, czekamy aż się wchłonie, doprawiamy szpinak solą i pieprzem. Jeśli lubimy ostrzejszy możemy dodać gałki muszkatołowej. Podsmażamy jeszcze 2-3 minuty. Zakręcamy gaz, i dodajemy do szpinaku pozostały makaron. Następnie nadziewamy wyjęte z piekarnika warzywa – cukinię -makaronem ze szpinakiem, bakłażana – makaronem z sosem a’la bolognese. Na wierzch kładziemy plasterki sera żółtego porwane na kawałki. Pieczemy jeszcze około 20 min, aż ser się zapiecze. 



Smacznego!

wtorek, 15 września 2015

Nie taka bomba straszna - Karolina Korwin - Piotrowska "BOMBA, czyli alfabet polskiego szołbiznesu"



                                                

Na wstępie zaznaczę, że lubię Korwin – Piotrowską. Między innymi za inteligencję, oczytanie, trafne uwagi i niecelebrycki sposób bycia. W związku z tym postanowiłam przeczytać napisaną przez nią książkę „BOMBA, czyli alfabet polskiego szołbiznesu”. Muszę przyznać, że już dawno nie miałam w ręku publikacji, którą tak ciężko byłoby mi ocenić i która tak niejednoznaczne uczucia by we mnie wzbudzała.

                                                             

Korwin-Piotrowskiej nie można odmówić  dobrego, ciętego języka, fachowych informacji i rzeczowo przedstawionego poglądu na sprawę. Kogo ma chwalić, tego chwali, kogo zganić, tego gani. Dodatkowo zaraża zapałem bycia na bieżąco z rodzimym szołbiznesem i  powala swą wiedzą na temat polskiej filmografii ( nie miałam pojęcia o wielu filmach, które przywoływała). Mimo tego, że książka została wydana w 2013 roku, jest w dalszym ciągu dość aktualna (pomijając niektóre małżeństwa gwiazd, które uległy rozpadowi). 

Zaskakuje również dystans autorki do swojej osoby. Książka bowiem rozpoczyna się nienawistnymi cytatami rodzimych celebrytów, którzy nie szczędzili jej kąśliwych uwag. Skoro kobieta potrafi w swej własnej książce, takie komentarze przywoływać, musi mieć przysłowiowe „jaja”. 

                                                               


Muszę przyznać, że bardzo często w książce pojawiało się zdanie, że Polacy to banda idiotów. Potwierdzone bądź zaprzeczone tym czy innym przykładem. Po paru stronach zaczęło mi to przeszkadzać. Tym bardziej, że autorka często tak pisała. Mniej więcej po przeczytaniu połowy, myślałam, że dostanę białej gorączki, jak jeszcze raz zobaczę słowo kretyn. Poniżej cytuję, co niektóre fragmenty:

- wydaje bardzo dobre książki, które staja się przebojami, udowadniając, że wbrew temu, co piszą niektórzy, Polacy to nie tylko naród środkowoeuropejskich i zachowawczych kretynów;

- to rzadkie w świecie, gdzie w mediach lansuje się coraz częściej pustych kretynów;

- to daje nadzieję, że nie wszyscy w mediach to nabotoksowane lale z ustami jak waginy i cyckami jak bochny chleba.

Nie wiem, co autorka chciała tym zabiegiem uzyskać. Ja jednak, jako czytelnik,  czułam się w jakiś sposób urażona. Z kontekstu zdań często wynikało, jakoby Korwin-Piotrowska całe lub też większość naszego społeczeństwa miała za mało inteligentnych ludzi, cymbałów wręcz. Niestety, miałam wrażenie, że za takich uważa również adresatów swej książki. Możliwe, że wyolbrzymiam niczym zrzędliwa baba. Jakkolwiek, każdy ma prawo do własnych odczuć i interpretacji, a moja taka właśnie jest. 



Podsumowując, książka „BOMBA, czyli alfabet polskiego szołbiznesu”, to ciekawa lektura, obnażająca m.in. głupotę, zadufanie i nadęcie rodzimych gwiazd. Zawieść się może jednak ten, kto od autorki oczekuje ciągłej krytyki i pikantnych ploteczek. Muszę jednak przyznać, że jest to publikacja ciekawa, nawet mimo wyżej opisanych wad, które mi osobiście przeszkadzały.

piątek, 11 września 2015

"Target Vocabulary" Peter Watcyn Jones


Nieustannie poszukuję nowych książek, które pozwoliłyby mi poszerzyć posiadane słownictwo z języka angielskiego oraz sprawdzić, czy w prawidłowy sposób używam już posiadane. Otwarcie przyznaję, że po prostu lubię rozwiązywać językowe ćwiczenia, stanowi to dla mnie formę relaksu. Jedną z lepszych książek, które mi w tym pomogły jest Target Vocabulary Petera Watcyn Jonesa. Książka ta została podzielona na sześć działów tematycznych, m.in. transport, podróże, edukacja, ale także działy pomagające w tworzeniu nowych wyrazów (np. posiadając rzeczownik tworzymy przymiotnik, dodając odpowiedni prefix lub sufix). 

W książce znajdują się także dwa testy pozwalające sprawdzić, czy udało nam się przyswoić nową wiedzę.
Posiadałam wydanie z 1994 roku i muszę przyznać, że zauważyłam parę błędów w konstrukcji ćwiczeń,. Podejrzewam, że w późniejszych wydaniach zostały one poprawione.

Z czystym sumieniem polecam powyższą publikację i z pewnością sięgnę po inne wydane przez Penguin Reader's.  

środa, 9 września 2015

M.J.Rose "Księga utraconych zapachów"

Co by było, gdyby już w Starożytnym Egipcie wynaleziono perfumy, których zapach przywoływałby wspomnienia poprzednich wcieleń i pozwalał odnajdywać osoby, które już wówczas się znało? Na trop takiego wynalazku wpada rodzeństwo Robbie i Jac, będące spadkobiercami słynnej firmy L’Etoile produkującej przez stulecia perfumy.  Jac, neurotyczka widząca duchy i Robbie, nad wyraz spokojny i opanowany buddysta są swoimi przeciwieństwami. Różnią się także poglądami na temat ratowania rodzinnej firmy, która chyli się ku upadkowi. Jac chciałaby sprzedać sztampowe zapachy, by spłacić kredyt hipoteczny, natomiast Robbie pragnie pracować nad nowymi, odkrywczymi perfumami, które pozwoliłyby odbić się firmie od dna. Czy tajemnicze,  egipskie naczynie, znalezione przez Robbiego sprawi, że Jac zmieni zdanie? W końcu jak głosi rodzinna legenda, naczynie to ma zawierać tajemniczy i nietuzinkowy zapach wywołujący halucynacje.  I co ma z tą sprawa wspólnego Tybetańczyk Xie i sam Dalajlama? Czy Jac w końcu zorientuje się skąd biorą się jej urojenia i czy dziewczyna odnajdzie miłość?

Zgodnie z opisem znajdującym się na okładce miałam otrzymać trzymającą w napięciu historię kochanków, którzy nie potrafili zaznać szczęścia przez wieki. Otrzymałam natomiast dość kiepsko napisaną powieść sensacyjną, gdzie przewijał się wątek mnichów tybetańskich represjonowanych przez chiński rząd, a watek miłosny stanowił tylko marne tło dla całej reszty. W książkę ciężko się wgryźć, każdy rozdział jest o innym bohaterze, ale w żaden sposób nie są wskazane powiazania pomiędzy nimi. Dopiero po dłuższym czasie można odnaleźć nić łączącą poszczególne osoby. Nić ta jednak wyłania się z ciemności niczym pajęczyna, którą zauważa się dopiero, gdy robi się generalne, wiosenne porządki.

Mimo wielkiego potencjału i ciekawego wstępu, powieść M. J. Rose rozczarowuje. Bohaterom brakuje ikry, a akcja jest jakaś taka płaska. Ciężko zżyć się z przedstawioną historią, jak również postaciami. Czyta się przyjemnie i dość szybko i tyle byłoby zalet.  Autorka włożyła wiele pracy w przygotowanie Księgi utraconych zapachów, straciła aż trzy lata by zgłębić swoje informacje na temat produkcji perfum i bardzo to doceniam. Tym bardziej jest mi żal, że cała historia jest tak naprawdę nijaka.

Księga utraconych zapachów to powieść o zmarnowanym potencjale. Miało być oryginalnie, a wyszło nijako i nudno. Szkoda, że tak piękna okładka skrywa chaotyczną i niczym niewyróżniającą się treść.


Tytuł oryginału: The Book Of Lost Fragrances
Liczba stron: 464
Wydawnictwo: Albatros





piątek, 4 września 2015

Bo kuchnia wegańska nie jest nudna - JADŁONOMIA


Jadłonomia to książka z przepisami Marty Dymek, prowadzącej blog kulinarny zawierający wegańskie przepisy o takiej właśnie nazwie jak owa książka (LINK).  Została mi ona podrzucona przez znajomych i jestem im niezwykle wdzięczna za ten gest, bo się w niej po prostu zakochałam. 

Księga, bo to właśnie słowo bardziej pasuje do tej publikacji, zawiera 300 stron przepisów i przepięknych zdjęć. Jestem pod wrażeniem jak ciekawe dania można przygotowywać właściwie z samych warzyw i jak pięknie warzywa potrafią na zdjęciach wyglądać. Zaskoczyła mnie oryginalność i pomysłowość autorki. Mogę jedynie wzdychać z zachwytem do pokazanych przepisów. Myślę, że nie tylko mi, ale też innym do gustu przypadłyby na przykład:


  • Pasta słonecznikowa;
  • Smalec z fasoli;
  • Pasztet z soczewicy;
  • Ogórki z sezamem (jako dodatek do makaronu ryżowego);
  • Tabbouleh;
  • Krem z pieczonego kalafiora;
  • Pasta z dyni.


Wymienione powyżej dania to tylko garstka z tych, które zostały przybliżone przez Martę Dymek.

Przede wszystkim Jadłonomia pokazuje, że dania wegańskie nie muszą i nie są(!) nudne. Nie trzeba jeść ciągle tego samego, a podstawowe składniki odżywcze, które znajdują się w mięsie mogą być swobodnie zastępowane przez te same składniki znajdujące się w warzywach. Oczywiście wymaga to wiedzy, ale moim skromnym zdaniem ta cudowna książka pokazuje jak to robić. 

Jedynym, maleńkim „ale”,  jakie wrzucę do wcześniej już podanego słoika miodu jest fakt, że do wielu potraw niezbędne są niecodziennie spotykane składniki, które zazwyczaj nabyć można tylko w specjalistycznych sklepach. Jednak na ostatniej stronie książki podane są adresy sklepów internetowych, gdzie można dokonać zakupów  bez wychodzenia z domu.

Serdecznie polecam Jadłonomię osobom, które mają ochotę na odkrycie kuchni wegańskiej i nowych, oryginalnych, niecodziennych smaków. Piszę to ja, czyli osoba która mięso je i raczej z niego nie zrezygnuje. 




Wydawnictwo: Dwie siostry

wtorek, 1 września 2015

Planowany stosik wrześniowo - urlopowy


Nadszedł wrzesień i w końcu doczekałam się długo wyczekiwanego urlopu. Poniżej przedstawiam stosik z książkami, które planuję w tym czasie przeczytać.



Od dołu:



Przyznaję, skusiła mnie przepiękna okładka. Ciekawi mnie jednak również historia kochanków, którzy przez wieki nie mogli zaznać szczęścia, a wszystkie ich wspólne przeżycia toną w nutach przepięknych zapachów.



Książka, która czeka na mojej półce dzięki wygranej w konkursie u Zapatrzonej w książki, Jeszcze raz dziękuję :)



Druga część po "Zostań , jeśli kochasz". Przeczytałam pierwszą to i trzeba sięgnąć po tę.



Prawdziwa historia ojca, który rozpaczliwie walczy o zdrowie psychiczne swojej córeczki.



Powieść o klubie spacerowiczek, które podczas wspólnych spotkań dzielą się swoimi sekretami.


Po tę książkę mam zamiar sięgnąć, bo lubię czytać kryminały na urlopie. A powieści Agathy Christie lubię szczególnie.