Ile razy zadawaliście sobie pytanie: moje marzenie jest nierealne? Ile razy porzucaliście je, bo nie starczyło już siły by je spełniać, a nawet nie zaczynaliście działać, bo kosztowało was za dużo zachodu? Ja miałam tak wiele razy. Nie zliczę ile drobnych bądź większych pragnień porzuciłam, znajdując lepsze lub gorsze wytłumaczenie. Całkiem inaczej sprawa przedstawia się w przypadku Michaeli, bohaterki Wytańczyć marzenia.
Mabinty, bo tak pierwotnie brzmiało imię Michaeli, miała nieszczęście przyjść na świat podczas trwania wojny domowej w Sierra Leone. Te niespokojne czasy dostarczyły jej samych cierpień: straty najbliższych, braku miłości, poznania śmierci i okrucieństwa. Szczęściem w nieszczęściu, Mabinty została oddana przez okrutnego wujka do sierocińca, a ten krok umożliwił jej zmianę dotychczasowego życia i opuszczenie Afryki. Zanim jej się to udało dziewczynka musiała zmagać się z prześladowaniem i wyszydzaniem z powodu bielactwa oraz uporać się sytuacją, której była świadkiem – ciężarna nauczycielka została na jej oczach zamordowana przez okrutnych rebeliantów. To właśnie wtedy w ręce Mabinty wpadł (i to dosłownie) kolorowy magazyn przedstawiający zdjęcie primabaleriny. Od tamtej chwili dziewczynka marzyła, by w przyszłości zostać tancerką.
Już w Ameryce Michaela, dzięki pomocy i życzliwości przybranych rodziców, zaczęła realizować swoje największe marzenie. Jej trud został okupiony brakiem czasu, hektolitrami potu i niewyobrażalnym wręcz wysiłkiem oraz niezliczonymi kontuzjami. Efekt jest jednak jednoznaczny i niepodważalny – Michaela de Prince jest dzisiaj jedną z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych tancerek baletowych, która mimo uprzedzeń na tle rasowym, na swój splendor ciężko zapracowała i z całą pewnością, na niego zasługuje.
Historia Michaeli zwraca uwagę na wiele ważnych życiowych aspektów. Przede wszystkim uderza wola walki dziewczyny i jej niezachwiane poczucie, że balet jest tym, co kocha i dzięki czemu się realizuje. Nawet w Afryce, kiedy Michaela nie miała pojęcia czym są tutu i pointy, marzyła i starała się swe pragnienia urzeczywistnić.
Podziwiam bohaterkę za jej upór i determinację. Za to, że nigdy się nie poddała i nie dała zaklasyfikować jako biedne, głodujące dziecko, cierpiące na bielactwo. Michaela ukazała swym dotychczasowym życiorysem, że każde, nawet najbardziej nieprawdopodobne marzenie, może się spełnić i każdy na jego realizację zasługuje.
Książka Wytańczyć marzenia zwróciła też moją uwagę na inny, niezwykle frapujący i dość delikatny aspekt, jakim jest adopcja afrykańskich dzieci. Do tej pory tkwiłam w przekonaniu, że polskie sierocińce są tak przepełnione, że warto dać szansę najpierw swoim krajanom i tylko dla polskich dzieci stworzyć dom. Wstyd mi za takie podejście i myśli po przeczytaniu o ogromie cierpień, jakiego doświadczają afrykańskie dzieci. Żadne i podkreślam to z całą stanowczością, żadne dziecko nie zasługuje na głód, brak odpowiednich warunków sanitarnych, czy też oglądanie porzuconych ciał z odrąbanymi kończynami. Szczęściem znajdują się ludzie, którzy chcą stworzyć dla takich maluchów ciepły, rodzinny dom, w którym znowu, jeśli nie po raz pierwszy, poczują się bezpieczne.
Wytańczyć marzenia nie jest sztampową historią ukazującą przejście od tzw. pucybuta do milionera. Autobiografię Michaeli de Prince czyta się z zapartym tchem już od pierwszej strony. Przedstawiona w niej historia jest niewiarygodna, a przez to niezwykle prawdziwa. Co jednak jest w niej najważniejsze, daje nadzieje na lepsze jutro i podkreśla, że warto marzyć, bo jak powiedział kiedyś Rysiek Riedel: człowiek, który przestaje marzyć, umiera.
Tytuł: Wytańczyć marzenia
Autor: Michaela de Prince & Elaine de Prince
Tytuł oryginału: Taking Fight. From War Orphan to Star Ballerina
Liczba stron: 272
Za możliwość przeczytania książki dziękuję:
Książka zainspirowała mnie do poszukania w internecie zdjęć i informacji na temat Michaeli de Prince. Znalazłam parę zdjęć z sesji zdjęciowych w jakich uczestniczyła tancerka i muszę przyznać, że są przepięknie, a Michaela to śliczna dziewczyna.
Z pewnością jest to jedna z tych książek,które chociażby ze względu na okładkę bardzo chciałabym przeczytać :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że ta książka oczaruje każdego :)
UsuńJuż czytałam kilka recenzji tej powieści i wiem, że chciałabym się z nią zapoznać. Widzę po Twojej opinii, że poruszony został też ważny aspekt adopcji dzieci z Afryki. Przyznaję, że to kolejny argument, aby sięgnąć po tę pozycję. Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że się nie zawiedziesz :)
UsuńKsiążka już do mnie wędruje :) po czasie jednak się na nią zdecydowałam :)
OdpowiedzUsuńUdanej lektury w takim razie :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytam na pewno!
OdpowiedzUsuńWarto :)
UsuńKsiążka na pewno wzbudza wiele emocji. Już sam temat sierocińców bulwersuje.
OdpowiedzUsuńZapisuję na listę do przeczytania. Lubię takie historie z życia wzięte, poruszające trudne tematy jakimi sierociniec i adopcja afrykańskich dzieci bez wątpienia są.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Maw-reads
Jak na nią patrzę to myślę o "Kwiecie Pustyni"... Książka ta opowiada o beduince wychowanej w prymitywnych warunkach, w których wartość kobiety zlicza się do ilości wielbłądów. Ale główna bohaterka po wielu perypetiach została znaną modelką. Moja mama kupiła i przeczytała kiedyś tę książkę, teraz stoi ona niewinnie na półce... Może powinnam po nią sięgnąć?
OdpowiedzUsuńMyślę, że takich historii jest bez liku, a tacy ludzie zasługuję na bezsprzeczny podziw.
Pozdrawiam!
http://naskrzydlachweny.blogspot.com/?m=0
Masz rację, te dwie historie mają zapewne wspólne podłoże. Czytałam bardzo dużo dobrych recenzji "Kwiatu pustyni", czekam więc na Twoje wrażenia, jeśli zdecydujesz się ją przeczytać
UsuńChyba muszę przyjrzeć się bliżej tej pozycji :) Zapowiada się bardzo interesująco i tak... prawdziwie :)
OdpowiedzUsuńJustyna z livingbooksx.blogspot.com
Książka bardzo mi się podobała, wzbudziła we mnie szereg skrajnych emocji, nie spodziewałam się tego, że będzie to bolesna i słodko-gorzka opowieść.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To prawda. Też myślałam, że będzie to ozejsza lektura i bardzo się cieszę, że miałam okazję ja czytać.
UsuńCzy moje marzenia i plany są realne? Zadaję sobie to pytanie nieustannie. :-) Wątpię jednak, bym miała tyle siły i determinacji, co Michaela... Tym bardziej podziwiam ją za to, co osiągnęła. Jej biografia na pewno jest fascynującą i potężną dawką inspiracji dla każdego. :-)
OdpowiedzUsuńTeż tak mam, że tej determinacji gdzieś brakuje. Michael podziwiam przede wszystkim za siłę woli.
UsuńKsiążkę przeczytałam i jestem pod wrażeniem determinacji dziewczyny. Piękne zdjęcia z sesji:)
OdpowiedzUsuńMnie też zauroczyły :)
UsuńPo Twojej recenzji wydaje mi się, że jest to książka bardzo wartościowa, z którą warto się zapoznać.
OdpowiedzUsuńSerdecznie polecam :)
UsuńCudowna książka i cudowna recenzja! Zostaję tu na dłuzej!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Turkusowa Sowa
Bardzo dziękuję :)
UsuńMam duży sentyment do książek o balecie. :) Na pewno z miłą chęcią przeczytam tę historię. Przypomnę sobie czasy kiedy sama tańczyłam. ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko super recenzja
http://wiktoriaczytarazemzwami.blogspot.com/
Z każdą recenzją tej książki nabieram na nią coraz większej ochoty!
OdpowiedzUsuńJestem pod wrażeniem. Bardzo fajny wpis.
OdpowiedzUsuń